wedrzeć na baszowstwo Halebu. Uważałem w jego tw arzy
ja k iś n ie zw ykły w yraz w ciągu tej pogadanki o Ackmedzie
i Mustafie, k tó ry we mnie podejrzenie wzbudzał...
Tem
więcej, że dowiedziałem się, iż tego ranka (21 paźdz. 1819)
jeden z ckawasów przyszedł b y ł do musselima (gubernatora
miasta) z doniesieniem, że spiskow i na przedm ieściu B a n -
kusy zam yślają o zrobieniu pow stania.
Gubernator na
tychm iast kazał przywołać Achmeda beja, któremu ów cha-
was pow tórzył to w oczy.
Acbmed nie zmieszał się i nie
stracił przytomności umysłu, a mając ję z y k dobrze w yp ra w
iły , nie tylko oczyścił się z zarzutów, lecz owszem w yszy
d z ił niewczesne obawy gubernatora.”
Tymczasem żarzewie buntu tla ło pod tym popiołem.
„W róciw szy do Hasnadara około siódmej wieczorem—
m ówi nasz emir — poszedłem do pana Van Masseyk’a,
a ztamtąd na kolacyę do pana Monge’a, negocyanta francuz-
kiego, gdzie bawiłem do jedenastej. Ponieważ mieszkałem
na przedmieściu Meśzarkah, wiec aby przejść przez ulice
nieoświetloue i puste o tej godzinie, wziąłem z sobą czło
w ieka z la ta rką . Gdy ta k idę, m ignęła m i na skręcie jednej
u licy w ie lka latarnia niesiona przez mameluka, k tó ry po
przedzał ja k ą ś zapewne dostojną osobę, lecz przebraną
w strój niepozorny; za ty m i dwoma trzeci człowiek prowa
d z ił osiodłanego wierzchowca. Postrzegłszy ich za wczasu,
kazałem swemu słudze schować się za mur, latarnię posta
w ić na ziemi, i zasłonić ją , żeby nie było widać św iatła.
Poczem dobyliśm y szabel i pistoletów, aby być gotowym i
na odparcie napaści. G dy owa w ie lka la ta rn ia zbliżyła się
k u nam, ja k ie ż było moje zdziwienie, kie d y pod tem inco
g n ito poznałem Achmeta beja! M in ą ł mnie i nie postrzegł,
przesuwając się z w ie lką ostrożnością: bo nawet koń jego
m ia ł obwiązane kopyta, żeby hałasu nie ro b ił. Z a in tryg o
w any tą nocną w ypraw ą, skradałem się za nim i w pew-
nem oddaleniu, i ta k przyszedłszy na róg ulicy, widziałem
ja k weszli do domu Hasnadara, gdzie snadź oczekiwano ich,
bo brama zaraz się otw arła... W róciwszy do mego człowie
ka, poszliśmy ku bramie m iejskiej zwanej Baab-el-Dżen-
sin... Krzyknąłem , żeby otworzono. N a ten k rz y k zerwała
się straż złożona z trzydziestu Arnautów , którzy poznawszy
288
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE N S K IE G O .
mię, pow ita li z uszanowaniem, oświadczając oraz, że m aja
najsurowszy zakaz nie wypuszczać nikogo z miasta. T łó -
macze im, że basza raz na zawsze polecił, aby mię prze
puszczano o każdej godzinie; lecz oni zastawiają się tem,
ja k o naczelnik straży miejskiej Tufendżi baszi b y ł przed
godziną i pod ka rą śmierci nie kazał nikogo przepuszczać.
Widząc, że nic nie wskóram, musiałem szukać noclegu
u Van Masseyk’a, z którym długo rozmawiałem, robiąc różne
przypuszczenia z powodu tych ostrożności.
„N a za ju trz rano miasto było spokojne. Odwiedziło mię
k ilk u Beduinówr, którym poleciłem być w pogotowiu do
w yjazdu na pustynię.
Sam poszedłem znowu do Hasna-
dara, skarżąc się, że kie d y o jedenastej chciałem wrócić
do siebie, nie puszczono mię przez bramę.
„ — Jakto? o jedenastej? zapytał Hasnadar zmieszany.
Gdzieżeś się zasiedział ta k długo?
„ — Byłem na kołacyi u pana Monge’a.
„ — Musiałeś się dobrze bawić?... Mnie tam zabawa nie
w głowie. Niespokojny jestem o tę znaczną kradzież, któ rą
popełniono w mieście, w skutek czego odbywa się rewizya
po domach 1 z miasta nie wypuszczają nikogo, a po u li
cach niewolno chodzić w nocy. A wczorajże czy w racając
ta k późno nie spotkałeś czasem ja k ic h , podejrzanych ludzi,
osobliwie tam, koło bazarów? bo to mogłoby na ślad na
prowadzić...
„ — N ie spotkałem ani żywej duszy— odrzekłem obo
ję tn ie .
„O dpowiedź moja uspokoiła Hasnadara, k tó ry zaraz
posłał uwiadomić straż przy bramie, że zakaz niewpuszcza-
»ia nie odnosi się do emira Tadz-el-Fahera, któremu wolno
o każdej porze wchodzić i wychodzić z miasta.
„Podziękow aw szy za tę grzeczność, poszedłem do kon-
sula rossyjskiego pana BufaiFa d i Moise Picciotto. Po drodze
słyszałem ja k na rogach u lic ogłaszano nagrodę za odszu
kanie czarnego osła, k tó ry się zapodział. B yło to hasło do
Wzburzenia ludu, a raczej aby się przygotował do w ybu
chu, bo w parę godzin potćm woźny znowu obwoływał, że
z g in ę ło dziecko siedmioletnie” — co miało znaczyć, że bunt
rozpocznie się o godzinie 7-ej podług zegaru tureckiego.
Dzióła Lneyana Siemieńskiego. Tom V .
19
E M IR T A D Z -E L F A H E E .
’
2g9
„Ju ż dobrze było po zachodzie słońca, kie d y pożegna
łem p rzyja ció ł i zdążałem do bram y Baab-el-Dżensin, aby
ztamtąd dostać się do swojego mieszkania i zaraz w y
ruszyć na pustynię z Beduinami. Przyszedłszy1 do bram y,
krzyknąłem na wartę: „O tw ie ra j!" W artow nicy z uszanowa
niem ucałowali mój płaszcz emirski, i oświadczyli, że ty lk o
co b y ł tu Tufendżi baszi i najsurowiej przykazał im nie
puszczać • nikogo.
Oficer, dowódca w a rty , w zią ł mię na
bok i pow tórzył to samo, dodając, że gdyby otw orzył, to
przedmieszczanie uzbrojeni, czatujący na otwarcie bramy,
w pad lib y tłum nie, w artę w pieńby w y c ię li i opanowali tę
ważną kommunikacyę z przedmieściem Meszarkah.
„N ie pozostało m i nic innego ty lk o wrócić do Yan
Masseyk’a i opowiedzieć całe to zajście.
Po dziesiątej po
kła dliśm y się spać. Zaledwie godzinkę zdrzemnąłem się,
kie d y całe miasto zawrzało od strzałów z ręcznej broni.
Zerwawszy się na równe nogi, przeszedłem po tarasach do
mego przyjaciela Aleksandra Cardin’a, i tam na pogadance
spędziłem całą noc z dwudziestego drugiego na dwudziesty
trzeci.
„H aleb b y ł w ogniu powstania. Na przedmieściu Ban-
kusy lud podkradł się pod domy, gdzie mieszkali Arnauci,
i większą część ich w ym ordował. G dy ztamtąd zagrzm iały
pierwsze w ystrzały, odpowiedziano na nie z minaretów
i z różnych domów.
„D ow iedziałem się później, że moi Beduini, przekonani,
że m ię tam zabito, a nie mogąc dostać się do miasta, od
d a lili się na pustynię, aby połączyć się z resztą tow arzy
szów w Dżebulu; tym sposobem oddzielony od swych ludzi
i ko n i w Gulistanie na Meszarce, zostałem jeńcem w H a-
lebie...”
Gubernator widząc na co się zanosi, zostawił w swo
im pałacu załogę ze 150 Arnautów, a sam w gronie znacz
niejszych osób i urzędników uszedł do Szeich-Bekiru, rezy-
dencyi baszy Hurszida. J a k ty lk o władze usunęły się,
rozpoczął się rabunek wszędzie, gdzie nie było oporu; gdzie
zaś stawiano opór, przypuszczano szturmy.
Największe
niebezpieczeństwo groziło Turkom ; lud na nich zawzięty,
28 (T
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O .
•> ____ __
Dostları ilə paylaş: |