Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə106/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   98   99   100   101   102   103   104   105   106

Na  rodzinnej  k ra in y   przybyw ając  łono,
Poświęcam  czułem  sercem,  w   męztwo  uzbrojony...
M ów i  to  Odysseusz  do  dzisiejszych  Greków.  Bardzo 
p ię k n y   je s t  jeden  ustęp,  gdzie  m ówi  o  wewnętrznej  pracy 
przygotow ującej  zwycięztwo  uciśnionemu  narodowi  Greków:
Są  n u rty   utajone,  co  rw ącym   potokiem 
Burząc  wnętrzności  ziemi,  w   milczeniu  gotują 
Upadek  wspaniałości  niebotycznej  skały.
I   zm arłych  bohaterów  łez  gniewnych  strumienie 
Ciemnego  państwa  śmierci  przegryzają  łono,
A   sącząc  kroplę  cichą  w   niecierpliwość  ludów , 
O balają  głaz  straszny  olbrzym iej  potęgi.
T a k  kiedyś  i   tyra n ó w   zgruchotana  wielkość 
Będzie  w   g łę b i  nicestwa  tonęła  z  przeklęctwem...
Te „łz y  bohaterów, co  przegryzają  łono państwa  śmierci, 
co  kroplę  po  k ro p li  sączą  w   niecierpliwość  ujarzm ionych...”  
to  także  rys  naszej  epoki,  odgadnięty  wieszczem  uczuciem.
T ra fn ych   przenośni,  dosadnych  wyrażeń  pełno  się 
spotyka  w   jego  wierszach.  Znać  myślącego  człowieka  po 
oryginalnem   nieraz  zacięciu;  ale,  ja k   rzekłem,  całość  byw a 
męcząca,  nieujęta  w   żaden  kształt,  a  wyprężona  ta k   pre- 
tensyonalnie,  że  czytelnik  ani  na  chwilę  odetchnąć  nie  m o­
że  w   szumie  kaskady,  któ ra   ciągle  spada  ja k b y   pod  zie­
mię,  i   nie  tw orzy  ani  spokojnie  płynącej  rz e k i,  ani  szyby 
jeziora.  Nie  je s t  to  je d n a k   gorączkowość  wulkanicznej 
młodości,  ale  raczej  jakaś  wyrozumowana  maniera,  któ ra  
w   brzmiących  epitetach,  porównaniach  i  przenośniach  mo­
zolnie  naciągniętych  i   wyszukanych,  w id zi  poezye.  Maniera 
ta  napuszysta  popada  czasem  w   takie  niedorzeczności,  ja k  
owa  odezwa  Boboliny  do  dziewic  Grecyi:
R w iejcie  ponętnych  włosów  pieszczone  warkocze,
Niech  z  rą k   waszych  uw ita  lin a   nader  droga 
Zapuści  w   serca  nasze  kotw icę  nadziei!
Zdaw ałoby  się,  że  uczucie  prostoty  było  mu  zupełnie 
obce.  N ie  nazwie  on  żadnej ’ rzeczy  w łaściw ym   terminem.
322 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .


E M IE   T A D Z -E L   F A H E R .
323
I   tak:  w stążki  niebieskie  przy  kapeluszu  ja k ie jś   piękności, 
nazywa:  „b łę kitn e m i  strum ykam i  skaczącemi  falą  po  łonie, 
które  w y b ie g ły   z  dafnejskich  źródeł.”
Wszystkie  te  melodye  greckie  przypisał  pani  T eofili 
z  O kryń skick  Gomolińskiej;  arabskie  ks. Aloizemu  Osińskie­
mu,  znanemu  autorow i  polskiego  słownika.
Oprócz  tych,  są jeszcze  miłosne  poezye,  noszące  m niej 
więcej  ten  sam  charakter  co  w yżej  wymienione.  Czytając 
je,  trudno  dobyć  z  nich  ja kie g o   rysu,  k tó ry b y   praw dziw ą 
daw ał dyagnozę jego  usposobienia;  bo  chociaż  tam  napotyka 
się  gwałtowne  w ybuchy  m iłości  dla  kochanki, 
któ ra  
umiera,  a  osierocony  kochanek  w oła  w   rozpaczy:
A   przeszłość  m i  bez  u lg i,  bez  nadziei  przyszłość;
Dusza  m oja  bez  duszy,  i   serce  bez  serca;
W e  mnie  wszystko  jest  wdowie;  śmierć  naw et  niem iła,
Gdy  mnie  żal  nieskończony  oblega  nicestwem,—
przecięż,  mimo  najlepszej  chęci,  nie  wzrusza  to... 
P ra w ­
dziw y  ból  inaczej  się  tłómaczy.
Osobnych  pięć  Trenów  w y p ła k a ł  poeta  na  grobie  M a ­
r y n i,  a  raczej  pisał  je   „ w   ja s k in i  nad  Słuczą.”   Przypisek 
ten  zdradza  ju ż   pretensyonalność. 
Czyż  niemożna  płakać 
stra ty  drogiej  osoby  gdzieindziej  niż  w   miejscach  dzikich? 
Czy  Kochanowski,  aby  op ła ka ć'U rszu lkę ,  szukał  pieczar 
lub  puszcz  niedostępnych?
Okropnych  tych  lamentów  na  grobie 
M a r y n i,
 
nie­
można  ja k o ś   brać  na  seryo;  chociaż  prawdopodobnie  b y ła  
osoba  tego  im ienia,  w   któ re j  się  kochał,  i  któ rą   śmierć 
zabrała.  Są  nawet  w   wierszu  tym   bardzo  ładne  myśli- 
sam  początek  w iele  zapowiadać  się  zdaje  w   tych  czterech 
wierszach:
Nie!  nie  ty   nieszczęśliwa,  lecz  ja ,  co  na  ziemi,
Ciebie  wszędzie  szukając,  nie  odszukam  nigdzie;
Ciebie  w ołając  wszędzie,  nigdzie  nie  w ywołam ;
O  ciebie  się  pytając,  nie  dopytam  nigdy...
Wiersze  te ^ składał  Rzewuski  w   czasie,  kie d y   pierw ­
sze  poezye  M ickiewicza  ro b iły   ta ką   rewolucyę  w   umys-


łach  i   ta k i  cios  zadawały  konwencyonalnej  manierze  pa­
nującej  w   utworach  ta k   zwanych  zwolenników  klassyczności. 
On,  k tó ry ,  ja k   to  zobaczymy,  m ia ł  głębsze  pojęcia  literac­
k ic h   te o ryj,  nie  zw rócił  uw agi  na tę  prostotę  i   naturalność, 
ja k a   cechowała  u tw o ry  śpiewaka  D ziadów ,  a  dawała  im  
niezrównany  w dzięk  i  woń.  Byłoż  to  skutkiem   przejęcia 
się  Wschodem  i   je g o   napuszystą  poezya,  że  nie  m ógł  ju ż  
w yzuć  się  ze  swojej  maniery?  Czy  też  w   manierze  tej  ma­
lo w a ł  się  człow iek  ja k i  był?
Z daje  się,  że to  ostatnie;  bo  w   charakterze jego  i  uspo­
sobieniu  o b ja w ia ł  się  zawsze  pociąg  do  olbrzymiości,  której 
nie  mogąc  n ig d y   sprostać,  pomimo  mnóztwa  świetnych  ta ­
lentów,  nadstaw iał  j ą   sztuką,  i  ta k   samo  ja k   w   pompa- 
tyczność  oryentałną  przyoblekł  jeden  okres  swego  życia, 
ta k   i   najprostsze  uczucia  i  m yśli  przyoblekał  w   szumno  na- 
puszyste  słowa. 
W ie rz y ł  on  w   to  najmylniejsze  zdanie,  że 
geniusz  nie  może  być  prostym  i   naturalnym   bez  ubliżenia 
sw ojej  wielkości.
Jeżeliby  w   poezyach  lirycznych,  o  k tó ry   b yła   mowa, 
znalazło  się coś  do  uspraw iedliw ienia  ze  względu na własność 
tego  rodzaju  poezyj—to  w   rodzaju  epickim ,  w  którym  także 
s ił  próbował  Rzewuski, 
usprawiedliwienie  byłoby  tru d ­
niejsze. 
Poemat  OTcsana  w   dwóch  pieśniach,  opisujący 
w a lk ę   G reków  o  niepodległość,  nosi  na  sobie  ten  sam 
grzech,  co  i   inne  poezye  jego.  C hciał  on  w   pewnym  wzglę­
dzie  naśladować  B yron’a,  lecz  samą  treść  opowieści,  nad­
zwyczaj  ubogą  w   dramatyczne  sytuacye  i  charaktery,  na­
p e łn ił  czczemi  deklam acyam i  o  tyranach,  o  zrzuceniu ja rzm a ,
0  wolności  i   t.  p.  ogólnikach.  D ziałających  tu  osób  praw ie 
nie  widać  pod  tym   potopem  apostrof,  porównań,  obrazów
1  sentencyj. 
Główna  myśl  poematu  je s t  w   tem,  że  ja k iś  
g re cki  tułacz  przybyw a  do  Sawrania,  i   tam  spotyka  się 
ze  starcem  m ającym   córkę  Oksanę;  ów  wygnaniec  opowiada, 
że  m ia ł  także  córkę  Oksanę  zamordowaną  przez  T urków ... 
Polak  daje  mu  swoją  —   ma  to  być  sojusz  m iędzy  dwoma 
narodami. 
Oksana  z  przybranym   ojcem  wraca  do  Grecyi, 
w alczy  ja k   Bobolina,  umiera  na  ręku  B yro n ’a...  Możnaby 
wnosić,  że  te  postaci  są  uwydatnione  i   scharakteryzowane; 
bynajm niej— są  ty lk o   omówione,  i  czytelnik  nie  w id zi  ich
324' 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


E M IE   T A D Z -E L   F A H E R . 
325
działających,  ty lk o   poeta  ekstazuje  się  nad  niem i  w   szum­
nych  apostrofach,  co  sprawia  pomimo  brylantow ych  epite­
tów,  ta k i  niesmak  i   nudę,  że  potrzeba  bardzo  silnej  w oli, 
aby  ten  poemat  módz  przeczytać  do  końca,  ta k   co  chw ila 
tra c i  się  wszelki wątek,  a  raczej  szuka  się  w ątku,  a  nie  ma 
sposobu  go  znaleźć.
Niektóre  osoby,  co  znały  jeszcze  Rzewuskiego,  p ow ia­
d a ły  o  nim,  ja k o   przy  w ielu  towarzyskich  talentach  i   ob­
szernej  nauce,  niekiedy  stawał  się  ta k   nudnym,  że  nie 
hylo  ra d y  z  nim   wytrzym ać.  Rzecz  praw ie  nie  do  uw ie­
rzenia  przy  tej  żywości,  fantazyi  i  tych  zasobach,  ja k ie m i 
m ógł  zająć  najwybredniejsze  towarzystwo,  a  je d n a k   dość 
przeczytać  Oksanę  i   niektóre  jego  poezye,  aby  uwierzyć 
w   ten  rys  ta k  sprzeczny  z tem,  za  co  go  było  mieć  można.
Jego  sadzenie  się  na  oryginalność,  a  nadewszystko 
cią g ła   chęć  okazania  się  wyższym  geniuszem—   nigdzie  się 
nie  o d kryła   tak, ja k   w  tych  poezyach,  które  pomimo  swych 
świecideł  i   blasku  stylu,  zdolne  są  zniecierpliw ić  najw yro- 
zumialszego  czytelnika.
Sama  ich  forma  —  są  bowiem  metryczne  i   bezrymo- 
we  (*)  —   wskazuje,  że  ta k i  duch  rozbujały  niepowinien 
poddawać  się  więzom  rym u.  W yrozum ował  to  sobie,  i   na­
wet  z  całą  drobiazgowością  pisał  uw agi  o  metryczności; 
a  kie d y  praw dziw y  geniusz  M ickiewicza  stw orzył  m iarow y 
wiersz  w  K o n ra d zie,  on  zam ykał  swoją  metryczność  w  trzy- 
nastozgłoskowycb  aleksandrynach.
M ia ł  on  przeczucie  geniuszu;  ale  sam  nie  będąc  nim , 
d a rł  się  w   tę  sferę  gwieździstą  i   słoneczną,  bez  skrzydeł 
i   tytanicznej  siły,  i   drogę  swą  znaczył  upadkami.
*)  II7  Dzienniku  Literackim  lw ow skim   z  r.  1865  w   N r.  28  i   na­
stępnych,  znajduję  wiersz  pod  napisem:  Marzenie,  podany  za  utw ór 
W acław a  Rzewuskiego.  Być  może,  iż  wiersz  ten  od  niego  pochodzi,  ale 
dość  porównać  go  z  tem i  utworam i,  których  autentyczność  je s t  uznana 
ja ko   w yszłych  z  pod  jego  pióra,  a b y   przekonać  się,  że  kto   in n y   je st 
autorem  Marzenia.  Sama  łatwość  rymu,  którego  Rzewuski  nie  używ ał 
logika  w   rozwinięciu  każdej  myśli,  w   niektórych  ustępach  prostota
i   prawda  uczucia,  a  nadewszystko  nieobecność  ulubionych  jego  e p ite ­
tów   i  przenośni  w   przenośniach —  dostatecznie  świadczą,  że°przejście 
•do  tego  sposobu  pisania  nie  było  w   jego  mocy.


W   zapiskach  jego 
uryw kow ych  napotkałem 
nie­
które  o  poezyi,  i   zdania  krytyczne  zawierające  nieraz 
wcale  tra fn y   sąd,  osobliwie  w   walce  klassyków   z  roman­
tyka m i.
Siebie  uważając  za  Idassyka,  ta k   skreśla  ówczesny 
ruch  lite ra c k i:
„Jesteśmy  w   Polsce  w  smutnej  epoce  upadku  smaku. 
M łodzi  poeci  zaczynają  gardzić  klassykam i  i  na  zabój  ma­
rzą  o  romantyzmie.''  Wszyscy  oni  biorą  fałszywość  idei  za 
wyobraźnię,  przesadę  za  geniusz,  gminną  pospolitość  za 
w dzięk  i  prostotę, b ra k logicznego  ciągu  i  porządku  za  by- 
rouizrn,  ciemność  za  romantyzm,  naw ał  epitetów  najczęściej 
źle  zaapplikowanych za obrazowość,  słabo  pochwycone  rysy 
namiętności  za  znajomość  serca  ludzkiego,  poziomą  bez­
czelność  za szczytną zuchwałość  poetyczną,  ty tu ł  ballady  za 
pasport  do  nieśmiertelności,  nadętą  deklamacyę  za  har­
monię. 
1
„Przebaczam  tym   biednym  głowom;  m ają  one  wszel­
kie   prawo  uważać  swoje  płody  za  arcydzieła  nieskrępowa­
nego  niczem  natchnienia,  bo  żadna  k ry ty k a   czepićby  się 
ic h   nie  mogła.  Milczenie  będzie  je  ochraniało,  a pomści  za­
pomnienie...  M yśl  nie  zatrzyma  się  nad  niem i.”
Jakże  z  tych  praw d  niejedną  mógł  b y ł  wprost  za­
stosować  do  siebie!
Mniemam  przecież,  że  na  M ickiew iczu  poznał  się; 
lecz  czując  się  z  razu  pokonanym,  stanął  po  stronie  klassy­
ków ,  żeby  zdmuchywać promienie  bijące  z  czoła  tej  wscho­
dzącej  gw iazdy.  G dy  je d n a k   nie  gasiło  to  blasku  gw iazdy, 
oddawał  je j  w inną  cześć;  w   papierach  jego  znalazłem  całe 
ustępy  z  G rażyny,  w   k tó re j,  ja k   się  zdaje,  bardzo  sma­
ko w a ł.
Świeżo  opowiadano  mi,  że  k ie d y   M ickiew icz  b y ł 
w   K rym ie ,  Rzewuski obyczajem beduińskim puścił  się  konno 
stepami  przez  Perekop  —   i   podobno  m ia ł  się  z  nim   spo­
tkać,  ta k ,  n ib y  przypadkiem ,  i   źe  z  tego  spotkania  się 
powstał  F a ry s ...
Lecz  wróćm y  do  in n ych ’ jego  m yśli  o  poezyi,  której, 
rodzaje  trafnie  niekiedy  określa.  I   tak:
326 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE Ń S K IE G O .


„Rodzaj  romantyczny —   m ówi  on  —   je st  nerw ow y, 
sprawia  on  skutek  h a rm o n ik i;  istny  anatom,  zapuszcza  on 
swój  ostry  i   d elikatny  nożyk  w   najskrytsze  ta jn ik i-  a  gdy 
nie  może  się  głębiej  dostać,  napełnia  je   subtelnym  w yzie ­
wem.  Jest  to  poezya  woni,  wszyśtko  przenikająca.  Należy 
ona  do  najtrudniejszych;  powinna  bowiem  nadzwyczaj  być 
trafną,  aby  swój  skutek  odniosła.  Poezya  opowiadająca 
urodziła  się  zapewne  naj pierwej,  i  dla  tego  liczą  ją   do  n a j­
starszej;  łączy  się  bowiem  z  pojęciem  i'p a m ię c ią ;  istne ,to 
archiwum   pierwotnych  ludów.
„Po  niej nastała  poezya  opisowa,  malownicza.  N atura 
b yła   je j  wzorem,  postępujący  ję z y k   użyczał  je j  swoich 
wdzięków,  wyobraźnia  daw ała  ruch  i  w ybierała  w   przed­
miotach.
„Poezya  moralna  (filozoficzna),  córka  doświadczenia, 
obserwacyi,  przewidywania,  z ja w iła   się  na  ostatku  w   tej  . 
ko le i;  ponieważ  potrzeba  było  zdarzeń,  porównań,  rozwo­
jó w ,  wniosków,  aby  się  urodzić  mogła
„O dtąd,  gdy  każda  poezya  je st  dzieckiem  w ypadków  
lub  okolic,  a  w   naturze  każda  okolica  czy  to  przez  swój 
w y b itn y   charakter,  czy  przez  odcień  w padający  w   oko, 
zostaje  w   związku  z  namiętnościami  lub  pewnym   stanem 
duszy— odtąd i   poezya  m oralna,  użyczając  naturze  wszyst­
k ic h   tych  wrażeń  i  uczuć,  ja k ic h   sama  doznawała,  tw o ­
rzyła  dodatkowy  rodzaj  do  poezyi  opisowej,  k tó ry   nazwał­
bym   opisowo-przygotowawczym,  dla  tego,  że  m niej  z a j­
muje  się  kolorytem   i   kształtam i, a  więcej  intencyą  i   względ­
nym   stosunkiem  jednych  przedmiotów  do  drugich.
„  Opisowość  przygotowawczą  nazwałbym -ram am i  poe­
zyi  m oralnej,  ja k   nawzajem  malowniczość  ramami  poezyi 
opowiadającej.
„R om antyk, ja k  mniemam, czerpie  najw ięcej  z  marzeń; 
chw yta  on  w id zia d ła   ja k ie   sam  roi,  daje  im   sw oją  duszę, 
ja k iś   czas  nabawiwszy  się  niemi  porzuca,  aby  biedź  do 
innych  tejże  samej  barw y.  T ym   sposobem  w   rodzaju  ro­
mantycznym  wszystko  je st  w   bliższym  stosunku  z  usposo­
bieniem  naszej  duszy,  niż  z  rzeczywistością  otaczających 
nas  przedmiotów.71


Pragnąc  z  różnych  stron  o dkryć  tę  niezw ykłą  in d y w i­
dualność,  dotknąłem   rozm aitych  przedmiotów,  ja k ie m i  się 
zajm ował  Rzewuski  w   ciągu  niespokojnego  żywota.  Można 
też  o  nim   powiedzieć,  że  wszystkiego  próbował,  a  niczego 
ta k   nie  dokonał,  aby  w   dziele  o dbił  się  czy  w ie lk i  m yśli­
ciel,  uczony, czy poeta, artysta,  bohater.  Znać ty lk o   niezmyś- 
loną  chęć  stania  się  oryginalnym ,  —   i   rzeczywiście  osiąg­
n ą ł  czego  pragnął,  o  tyle   przynajm niej,  że  wszystko  co 
ro b ił  nosiło  odmienne  piętno.  Jego  oryentalizm,  aw antury 
arabskie,  obyczaj  beduiński  przesadzony  na  step  podolski, 
pom ysły  i  zdania  literackie,  forma  poezyi  —   wszystko  to 
w yróżniało  się  od  ogólnych  reguł  towarzyskiego  życia,  ro­
b iło   go  zajm ującym   w   tow arzystwie;  a to li  nie  dawało  mu 
powagi,  ani  takiego  w p ływ u ,  ja k b y   można  się  spodzie­
wać  po  człowieku  uczonym,  utalentowanym ,  w ielkiego  rodu 
i   m a ją tku .
Aleksander  J...  w  swoich Wspomnieniach  rzuca  te  słowa 
charakteryzujące Rzewuskiego:  „Coś tajemniczego  osiadło  na 
je g o   duszy,  zasępiło  tw arz  jego;  coś  temu  o rło w i  obarczyło 
skrzydła,  i  nie  w y w in ą ł  n ig d y  orlego  lotu. 
N a to,  czem
b ył,  b y ł  albo  za  m ały,  albo  za  w ie lk i 
—   bo wszystko,
u  niego  było  nieporządnie  i   w  gospodarstwie,  i   w   domu...” 
R o iły   mu  się  rozmaite  w ie lk ie   m yśli,  a  żadnej  nie  w y k o ­
nał,  i  zamiast  stać  się  w ie lk im   człowiekiem,  znika ją c  z  po- 
środka  nas,  zostaw ił  żal  po  sobie  i   próżnię,  że  ty le   zdol­
ności  zmarniało  i   z  nim   przepadło.”
Różne  k rą ż y ły   podania  o  jego  zniknięciu.  Jedni  mó­
w ili,  że  zamordował  go  w łasny  kozak  w   zemście  za  ode­
braną  mu  kochankę;  in n i,  że  k ie d y   nocował  u  jakiegoś 
chłopa,  ten  zobaczywszy  u  niego  trzos  ze  złotem,  zabił  go 
we  śnie.
Jak  wszystko,  co  w ykro czy  z utartej 
ko le i życia,  zo­
staw ia  po  sobie  złą  czy  dobrą,  ale zawsze dłuższą  pamięć,
czy  w   legendach,  czy  w   anegdotach,  czy  w   pieśni,—   ta k  
i   po  Rzewuskim  zostało  się  wiele  legendowych  wspomnień. 
Postać  jego,  przygody,  sam  zgon  tajem niczy—wszystko  to 
mocno  działało  na  wyobraźnię  poetów.
328 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .


329
Nie  znam  też  człowieka,  k tó ry b y   w   naszych  prozaicz­
nych  czasach  tyle  dostarczył  poetycznego  w ątku,  co  on, 
nietylko  całem  życiem,  lecz  nawet  i   śmiercią.  Poledz wśród 
boju  b yło b y  rzeczą  zwyczajną  —   ty lu   innych  ta k   ginęło 
i   ginie; —  ale  ginąc  tajemniczo  —  bez  siadu,.,  nie  każdy 
potrafi...
Posypały  się  też  z  lucień  naszych pieśniarzy  i   dum ki, 
i   ballady,  i   bohaterskie  poemata,  aby  go  pamięci  zachować.
Szczęśliwszy  i   w   tem  od  ty lu   innych  illa c rim a b iliu m , 
śpiących  snem  zapomnienia,  ja k   mówi  m elancholijnie  H o­
racy:  carent  (juici  vate  sacro.
Jeśli  się  nie  mylę,  najpierw   zaśpiewał  o  nim   W in ­
centy  Pol  trz y   dum ki, trzy k w ia tk i— ta k   wonne,  ta k   świeże, 
że  pewnie  dłużej  przechowają  pamięć  Złotobrodego,  niż 
przechowałaby  mogiła,  usypana na  sawrauskim  stepie...  lub 
na  pustyni  Neżdu...
S łow acki  u łożył  balladę  o  kochance, co  się  topi  z  m i­
łości  dla  emira,  i   o  sztylecie,  co  pierś  emira  przeszywa.
M ichał  Budzyński  napisał  o  nim   dłuższy  poemat  — 
w   rodzaju  byronicznym.
Nieznany  poeta  pod  przybranem  imieniem  llo m a n a  
S zkarłupki  (*),  odm alował  nam  go  tak, ja k   się  przechował 
w   pamięci  gminu...  Ostatni  teorbąnista  osnuł  swą  powieść 
na  odkochaniu  dziewczyny... i na  zemście  tego,  którem u była 
w ydarta...
Oprócz  legendarnych  podań,  oprócz  ty lu   czarownych 
pieśni  unoszących  się  nad  nieznanym  grobem  em ira  —   do 
wspomnień  o  nim   przyłą czył  się  osobliwy  fa k t,  k tó ry   na­
wet  w   historyi  powszechnej  nader  rzadko  się  powtarza.
Znalazł  się  po  nim  samozwraniec.
C iekaw y  o  tem  szczegół  podaje  M aurycy Mann  w  swo­
je j  Podróży  na  Wschód.  Powiada  on,  że  w   Egipcie  poznał 
się  z mieszkającym  tam  od  la t  w ielu  D-rem  H erm anowi­
czem,  k tó ry   w   w ypraw ie  do  Hedżazu  w   r.  1840  dowiedział 
się,  iż  na  górze  Dżebel-Kerat,  o  sześć  godzin  drogi  od
E M IR   T A D Z -E L   E A IIE R .
(*)  Podlewski,  autor  Opowiadania  starego  teorbanisly  żebraka,  ogło­
szonego  w   r.  1S59  w   Krakow ie. 
( Przyp. wyd.)


bau
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE M IE N S K IE G O .
M ekki,  żyje   starzec  używ ający  w ielkie j  powagi  między 
Arabam i,  że  nazywa  się  H adajad  b e j— i   że  je st Polakiem...
Zaciekaw iło  to  doktora— dotarł  do  miejsca,  przekonał 
się,  że  ów  starzec  rzeczywiście  je s t  Polakiem   —   a  gdy 
go  o  nazwisko  zapytał,  w   odpowiedzi  usłyszał:  Rzewuski...
D oktor,  k tó ry   b y ł  rodem  z  Opola  w   Lubelskiem,  znał 
hrabiego  W acława,  gdy  przyjeżdżał  tam  czasami  do  swo­
je j  żony  i  dzieci.  Ł a tw o   mu  więc  było  zrobić  porówna­
nie  między  tym ,  którego  w id y w a ł  daw niej,  a  tym ,  którego 
w id z ia ł  przed  sobą.
B y ł  to  samozwaniec,  k tó ry   korzystając  z  pięknych 
wspomnień,  ja k ie   em ir  m iędzy  trybutam i  zostaw ił,  odział 
się  płaszczem  jego  sławy...
Pisząc  to  wspomnienie  po  latach  czterdziestu od  zgonu 
W acława,  ty le 'm i  dodać  w ypada,  że  z  dzielnej  gałęzi  tego 
rodu,  k tó ry   w y d a ł  ty lu   ludzi  niepospolitych  obywatelstwem, 
nauką,  męztwem,  a  zawsze  odznaczających  się  tęgóścią 
um ysłu  —   do  dziś  nie  pozostało  ani  jednej  latorośli,  ani 
nawet  listka...  (*)
Możnaby  w idzieć  w   tem  ja k b y   miłosierdzie  Opatrz­
ności,  że  ro d y  stworzone  dla  innych  w ieków  i   celów,  usuwa 
z  w id o w n i  świata,  dość  wcześnie,  aby  im   oszczędzić  boles­
nego  tru d u   zredukowania  się  do  m ia ry   nieodpowiedniej 
ich  bu jn ym   organizmom. 
Czyż  z  upadkiem  Rzeczypospoli­
tej,  pociągającym  za  sobą  upadek  możnych  rodów,  nie  w i­
dzieliśm y  takich,  co  nie  mogąc  pogodzić  się  z  przeznacze­
niem ,  b ra li  szeroki św iat  za  scenę  swych  zapędów,  lub  fan- 
tazyow ali  życiem  m ijającem   bez  śladu?  B y ł  to  ostatni  po­
ły s k   pańskości,  któ ra   przeżyła  siebie.
(*)  A n to r  się  om ylił;  z  lin ii  bowiem  hetmańskiej  Rzewuskich
z  której  pochodził  W acław ,  i  
m ający  synów  i   wnuka.
isztelana  witebskiego  Adam.
(
P r z y p .  m y d .)


SPIS  RZECZY
Z A W A R T Y C H   W   T O M IE   P IĄ T Y M .
Str.
<

Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   98   99   100   101   102   103   104   105   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©www.genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə