Na rodzinnej k ra in y przybyw ając łono,
Poświęcam czułem sercem, w męztwo uzbrojony...
M ów i to Odysseusz do dzisiejszych Greków. Bardzo
p ię k n y je s t jeden ustęp, gdzie m ówi o wewnętrznej pracy
przygotow ującej zwycięztwo uciśnionemu narodowi Greków:
Są n u rty utajone, co rw ącym potokiem
Burząc wnętrzności ziemi, w milczeniu gotują
Upadek wspaniałości niebotycznej skały.
I zm arłych bohaterów łez gniewnych strumienie
Ciemnego państwa śmierci przegryzają łono,
A sącząc kroplę cichą w niecierpliwość ludów ,
O balają głaz straszny olbrzym iej potęgi.
T a k kiedyś i tyra n ó w zgruchotana wielkość
Będzie w g łę b i nicestwa tonęła z przeklęctwem...
Te „łz y bohaterów, co przegryzają łono państwa śmierci,
co kroplę po k ro p li sączą w niecierpliwość ujarzm ionych...”
to także rys naszej epoki, odgadnięty wieszczem uczuciem.
T ra fn ych przenośni, dosadnych wyrażeń pełno się
spotyka w jego wierszach. Znać myślącego człowieka po
oryginalnem nieraz zacięciu; ale, ja k rzekłem, całość byw a
męcząca, nieujęta w żaden kształt, a wyprężona ta k pre-
tensyonalnie, że czytelnik ani na chwilę odetchnąć nie m o
że w szumie kaskady, któ ra ciągle spada ja k b y pod zie
mię, i nie tw orzy ani spokojnie płynącej rz e k i, ani szyby
jeziora. Nie je s t to je d n a k gorączkowość wulkanicznej
młodości, ale raczej jakaś wyrozumowana maniera, któ ra
w brzmiących epitetach, porównaniach i przenośniach mo
zolnie naciągniętych i wyszukanych, w id zi poezye. Maniera
ta napuszysta popada czasem w takie niedorzeczności, ja k
owa odezwa Boboliny do dziewic Grecyi:
R w iejcie ponętnych włosów pieszczone warkocze,
Niech z rą k waszych uw ita lin a nader droga
Zapuści w serca nasze kotw icę nadziei!
Zdaw ałoby się, że uczucie prostoty było mu zupełnie
obce. N ie nazwie on żadnej ’ rzeczy w łaściw ym terminem.
322
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE N S K IE G O .
E M IE T A D Z -E L F A H E R .
323
I tak: w stążki niebieskie przy kapeluszu ja k ie jś piękności,
nazywa: „b łę kitn e m i strum ykam i skaczącemi falą po łonie,
które w y b ie g ły z dafnejskich źródeł.”
Wszystkie te melodye greckie przypisał pani T eofili
z O kryń skick Gomolińskiej; arabskie ks. Aloizemu Osińskie
mu, znanemu autorow i polskiego słownika.
Oprócz tych, są jeszcze miłosne poezye, noszące m niej
więcej ten sam charakter co w yżej wymienione. Czytając
je, trudno dobyć z nich ja kie g o rysu, k tó ry b y praw dziw ą
daw ał dyagnozę jego usposobienia; bo chociaż tam napotyka
się gwałtowne w ybuchy m iłości dla kochanki,
któ ra
umiera, a osierocony kochanek w oła w rozpaczy:
A przeszłość m i bez u lg i, bez nadziei przyszłość;
Dusza m oja bez duszy, i serce bez serca;
W e mnie wszystko jest wdowie; śmierć naw et niem iła,
Gdy mnie żal nieskończony oblega nicestwem,—
przecięż, mimo najlepszej chęci, nie wzrusza to...
P ra w
dziw y ból inaczej się tłómaczy.
Osobnych pięć Trenów w y p ła k a ł poeta na grobie M a
r y n i, a raczej pisał je „ w ja s k in i nad Słuczą.” Przypisek
ten zdradza ju ż pretensyonalność.
Czyż niemożna płakać
stra ty drogiej osoby gdzieindziej niż w miejscach dzikich?
Czy Kochanowski, aby op ła ka ć'U rszu lkę , szukał pieczar
lub puszcz niedostępnych?
Okropnych tych lamentów na grobie
M a r y n i,
nie
można ja k o ś brać na seryo; chociaż prawdopodobnie b y ła
osoba tego im ienia, w któ re j się kochał, i któ rą śmierć
zabrała. Są nawet w wierszu tym bardzo ładne myśli-
sam początek w iele zapowiadać się zdaje w tych czterech
wierszach:
Nie! nie ty nieszczęśliwa, lecz ja , co na ziemi,
Ciebie wszędzie szukając, nie odszukam nigdzie;
Ciebie w ołając wszędzie, nigdzie nie w ywołam ;
O ciebie się pytając, nie dopytam nigdy...
Wiersze te ^ składał Rzewuski w czasie, kie d y pierw
sze poezye M ickiewicza ro b iły ta ką rewolucyę w umys-
łach i ta k i cios zadawały konwencyonalnej manierze pa
nującej w utworach ta k zwanych zwolenników klassyczności.
On, k tó ry , ja k to zobaczymy, m ia ł głębsze pojęcia literac
k ic h te o ryj, nie zw rócił uw agi na tę prostotę i naturalność,
ja k a cechowała u tw o ry śpiewaka D ziadów , a dawała im
niezrównany w dzięk i woń. Byłoż to skutkiem przejęcia
się Wschodem i je g o napuszystą poezya, że nie m ógł ju ż
w yzuć się ze swojej maniery? Czy też w manierze tej ma
lo w a ł się człow iek ja k i był?
Z daje się, że to ostatnie; bo w charakterze jego i uspo
sobieniu o b ja w ia ł się zawsze pociąg do olbrzymiości, której
nie mogąc n ig d y sprostać, pomimo mnóztwa świetnych ta
lentów, nadstaw iał j ą sztuką, i ta k samo ja k w pompa-
tyczność oryentałną przyoblekł jeden okres swego życia,
ta k i najprostsze uczucia i m yśli przyoblekał w szumno na-
puszyste słowa.
W ie rz y ł on w to najmylniejsze zdanie, że
geniusz nie może być prostym i naturalnym bez ubliżenia
sw ojej wielkości.
Jeżeliby w poezyach lirycznych, o k tó ry b yła mowa,
znalazło się coś do uspraw iedliw ienia ze względu na własność
tego rodzaju poezyj—to w rodzaju epickim , w którym także
s ił próbował Rzewuski,
usprawiedliwienie byłoby tru d
niejsze.
Poemat OTcsana w dwóch pieśniach, opisujący
w a lk ę G reków o niepodległość, nosi na sobie ten sam
grzech, co i inne poezye jego. C hciał on w pewnym wzglę
dzie naśladować B yron’a, lecz samą treść opowieści, nad
zwyczaj ubogą w dramatyczne sytuacye i charaktery, na
p e łn ił czczemi deklam acyam i o tyranach, o zrzuceniu ja rzm a ,
0 wolności i t. p. ogólnikach. D ziałających tu osób praw ie
nie widać pod tym potopem apostrof, porównań, obrazów
1 sentencyj.
Główna myśl poematu je s t w tem, że ja k iś
g re cki tułacz przybyw a do Sawrania, i tam spotyka się
ze starcem m ającym córkę Oksanę; ów wygnaniec opowiada,
że m ia ł także córkę Oksanę zamordowaną przez T urków ...
Polak daje mu swoją — ma to być sojusz m iędzy dwoma
narodami.
Oksana z przybranym ojcem wraca do Grecyi,
w alczy ja k Bobolina, umiera na ręku B yro n ’a... Możnaby
wnosić, że te postaci są uwydatnione i scharakteryzowane;
bynajm niej— są ty lk o omówione, i czytelnik nie w id zi ich
324'
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O .
E M IE T A D Z -E L F A H E R .
325
działających, ty lk o poeta ekstazuje się nad niem i w szum
nych apostrofach, co sprawia pomimo brylantow ych epite
tów, ta k i niesmak i nudę, że potrzeba bardzo silnej w oli,
aby ten poemat módz przeczytać do końca, ta k co chw ila
tra c i się wszelki wątek, a raczej szuka się w ątku, a nie ma
sposobu go znaleźć.
Niektóre osoby, co znały jeszcze Rzewuskiego, p ow ia
d a ły o nim, ja k o przy w ielu towarzyskich talentach i ob
szernej nauce, niekiedy stawał się ta k nudnym, że nie
hylo ra d y z nim wytrzym ać. Rzecz praw ie nie do uw ie
rzenia przy tej żywości, fantazyi i tych zasobach, ja k ie m i
m ógł zająć najwybredniejsze towarzystwo, a je d n a k dość
przeczytać Oksanę i niektóre jego poezye, aby uwierzyć
w ten rys ta k sprzeczny z tem, za co go było mieć można.
Jego sadzenie się na oryginalność, a nadewszystko
cią g ła chęć okazania się wyższym geniuszem— nigdzie się
nie o d kryła tak, ja k w tych poezyach, które pomimo swych
świecideł i blasku stylu, zdolne są zniecierpliw ić najw yro-
zumialszego czytelnika.
Sama ich forma — są bowiem metryczne i bezrymo-
we (*) — wskazuje, że ta k i duch rozbujały niepowinien
poddawać się więzom rym u. W yrozum ował to sobie, i na
wet z całą drobiazgowością pisał uw agi o metryczności;
a kie d y praw dziw y geniusz M ickiewicza stw orzył m iarow y
wiersz w K o n ra d zie, on zam ykał swoją metryczność w trzy-
nastozgłoskowycb aleksandrynach.
M ia ł on przeczucie geniuszu; ale sam nie będąc nim ,
d a rł się w tę sferę gwieździstą i słoneczną, bez skrzydeł
i tytanicznej siły, i drogę swą znaczył upadkami.
*) II7 Dzienniku Literackim lw ow skim z r. 1865 w N r. 28 i na
stępnych, znajduję wiersz pod napisem: Marzenie, podany za utw ór
W acław a Rzewuskiego. Być może, iż wiersz ten od niego pochodzi, ale
dość porównać go z tem i utworam i, których autentyczność je s t uznana
ja ko w yszłych z pod jego pióra, a b y przekonać się, że kto in n y je st
autorem Marzenia. Sama łatwość rymu, którego Rzewuski nie używ ał
logika w rozwinięciu każdej myśli, w niektórych ustępach prostota
i prawda uczucia, a nadewszystko nieobecność ulubionych jego e p ite
tów i przenośni w przenośniach — dostatecznie świadczą, że°przejście
•do tego sposobu pisania nie było w jego mocy.
W zapiskach jego
uryw kow ych napotkałem
nie
które o poezyi, i zdania krytyczne zawierające nieraz
wcale tra fn y sąd, osobliwie w walce klassyków z roman
tyka m i.
Siebie uważając za Idassyka, ta k skreśla ówczesny
ruch lite ra c k i:
„Jesteśmy w Polsce w smutnej epoce upadku smaku.
M łodzi poeci zaczynają gardzić klassykam i i na zabój ma
rzą o romantyzmie.'' Wszyscy oni biorą fałszywość idei za
wyobraźnię, przesadę za geniusz, gminną pospolitość za
w dzięk i prostotę, b ra k logicznego ciągu i porządku za by-
rouizrn, ciemność za romantyzm, naw ał epitetów najczęściej
źle zaapplikowanych za obrazowość, słabo pochwycone rysy
namiętności za znajomość serca ludzkiego, poziomą bez
czelność za szczytną zuchwałość poetyczną, ty tu ł ballady za
pasport do nieśmiertelności, nadętą deklamacyę za har
monię.
1
„Przebaczam tym biednym głowom; m ają one wszel
kie prawo uważać swoje płody za arcydzieła nieskrępowa
nego niczem natchnienia, bo żadna k ry ty k a czepićby się
ic h nie mogła. Milczenie będzie je ochraniało, a pomści za
pomnienie... M yśl nie zatrzyma się nad niem i.”
Jakże z tych praw d niejedną mógł b y ł wprost za
stosować do siebie!
Mniemam przecież, że na M ickiew iczu poznał się;
lecz czując się z razu pokonanym, stanął po stronie klassy
ków , żeby zdmuchywać promienie bijące z czoła tej wscho
dzącej gw iazdy. G dy je d n a k nie gasiło to blasku gw iazdy,
oddawał je j w inną cześć; w papierach jego znalazłem całe
ustępy z G rażyny, w k tó re j, ja k się zdaje, bardzo sma
ko w a ł.
Świeżo opowiadano mi, że k ie d y M ickiew icz b y ł
w K rym ie , Rzewuski obyczajem beduińskim puścił się konno
stepami przez Perekop — i podobno m ia ł się z nim spo
tkać, ta k , n ib y przypadkiem , i źe z tego spotkania się
powstał F a ry s ...
Lecz wróćm y do in n ych ’ jego m yśli o poezyi, której,
rodzaje trafnie niekiedy określa. I tak:
326
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE Ń S K IE G O .
„Rodzaj romantyczny — m ówi on — je st nerw ow y,
sprawia on skutek h a rm o n ik i; istny anatom, zapuszcza on
swój ostry i d elikatny nożyk w najskrytsze ta jn ik i- a gdy
nie może się głębiej dostać, napełnia je subtelnym w yzie
wem. Jest to poezya woni, wszyśtko przenikająca. Należy
ona do najtrudniejszych; powinna bowiem nadzwyczaj być
trafną, aby swój skutek odniosła. Poezya opowiadająca
urodziła się zapewne naj pierwej, i dla tego liczą ją do n a j
starszej; łączy się bowiem z pojęciem i'p a m ię c ią ; istne ,to
archiwum pierwotnych ludów.
„Po niej nastała poezya opisowa, malownicza. N atura
b yła je j wzorem, postępujący ję z y k użyczał je j swoich
wdzięków, wyobraźnia daw ała ruch i w ybierała w przed
miotach.
„Poezya moralna (filozoficzna), córka doświadczenia,
obserwacyi, przewidywania, z ja w iła się na ostatku w tej .
ko le i; ponieważ potrzeba było zdarzeń, porównań, rozwo
jó w , wniosków, aby się urodzić mogła
„O dtąd, gdy każda poezya je st dzieckiem w ypadków
lub okolic, a w naturze każda okolica czy to przez swój
w y b itn y charakter, czy przez odcień w padający w oko,
zostaje w związku z namiętnościami lub pewnym stanem
duszy— odtąd i poezya m oralna, użyczając naturze wszyst
k ic h tych wrażeń i uczuć, ja k ic h sama doznawała, tw o
rzyła dodatkowy rodzaj do poezyi opisowej, k tó ry nazwał
bym opisowo-przygotowawczym, dla tego, że m niej z a j
muje się kolorytem i kształtam i, a więcej intencyą i względ
nym stosunkiem jednych przedmiotów do drugich.
„ Opisowość przygotowawczą nazwałbym -ram am i poe
zyi m oralnej, ja k nawzajem malowniczość ramami poezyi
opowiadającej.
„R om antyk, ja k mniemam, czerpie najw ięcej z marzeń;
chw yta on w id zia d ła ja k ie sam roi, daje im sw oją duszę,
ja k iś czas nabawiwszy się niemi porzuca, aby biedź do
innych tejże samej barw y. T ym sposobem w rodzaju ro
mantycznym wszystko je st w bliższym stosunku z usposo
bieniem naszej duszy, niż z rzeczywistością otaczających
nas przedmiotów.71
Pragnąc z różnych stron o dkryć tę niezw ykłą in d y w i
dualność, dotknąłem rozm aitych przedmiotów, ja k ie m i się
zajm ował Rzewuski w ciągu niespokojnego żywota. Można
też o nim powiedzieć, że wszystkiego próbował, a niczego
ta k nie dokonał, aby w dziele o dbił się czy w ie lk i m yśli
ciel, uczony, czy poeta, artysta, bohater. Znać ty lk o niezmyś-
loną chęć stania się oryginalnym , — i rzeczywiście osiąg
n ą ł czego pragnął, o tyle przynajm niej, że wszystko co
ro b ił nosiło odmienne piętno. Jego oryentalizm, aw antury
arabskie, obyczaj beduiński przesadzony na step podolski,
pom ysły i zdania literackie, forma poezyi — wszystko to
w yróżniało się od ogólnych reguł towarzyskiego życia, ro
b iło go zajm ującym w tow arzystwie; a to li nie dawało mu
powagi, ani takiego w p ływ u , ja k b y można się spodzie
wać po człowieku uczonym, utalentowanym , w ielkiego rodu
i m a ją tku .
Aleksander J... w swoich Wspomnieniach rzuca te słowa
charakteryzujące Rzewuskiego: „Coś tajemniczego osiadło na
je g o duszy, zasępiło tw arz jego; coś temu o rło w i obarczyło
skrzydła, i nie w y w in ą ł n ig d y orlego lotu.
N a to, czem
b ył, b y ł albo za m ały, albo za w ie lk i
— bo wszystko,
u niego było nieporządnie i w gospodarstwie, i w domu...”
R o iły mu się rozmaite w ie lk ie m yśli, a żadnej nie w y k o
nał, i zamiast stać się w ie lk im człowiekiem, znika ją c z po-
środka nas, zostaw ił żal po sobie i próżnię, że ty le zdol
ności zmarniało i z nim przepadło.”
Różne k rą ż y ły podania o jego zniknięciu. Jedni mó
w ili, że zamordował go w łasny kozak w zemście za ode
braną mu kochankę; in n i, że k ie d y nocował u jakiegoś
chłopa, ten zobaczywszy u niego trzos ze złotem, zabił go
we śnie.
Jak wszystko, co w ykro czy z utartej
ko le i życia, zo
staw ia po sobie złą czy dobrą, ale zawsze dłuższą pamięć,
czy w legendach, czy w anegdotach, czy w pieśni,— ta k
i po Rzewuskim zostało się wiele legendowych wspomnień.
Postać jego, przygody, sam zgon tajem niczy—wszystko to
mocno działało na wyobraźnię poetów.
328
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE N S K IE G O .
329
Nie znam też człowieka, k tó ry b y w naszych prozaicz
nych czasach tyle dostarczył poetycznego w ątku, co on,
nietylko całem życiem, lecz nawet i śmiercią. Poledz wśród
boju b yło b y rzeczą zwyczajną — ty lu innych ta k ginęło
i ginie; — ale ginąc tajemniczo — bez siadu,., nie każdy
potrafi...
Posypały się też z lucień naszych pieśniarzy i dum ki,
i ballady, i bohaterskie poemata, aby go pamięci zachować.
Szczęśliwszy i w tem od ty lu innych illa c rim a b iliu m ,
śpiących snem zapomnienia, ja k mówi m elancholijnie H o
racy: carent (juici vate sacro.
Jeśli się nie mylę, najpierw zaśpiewał o nim W in
centy Pol trz y dum ki, trzy k w ia tk i— ta k wonne, ta k świeże,
że pewnie dłużej przechowają pamięć Złotobrodego, niż
przechowałaby mogiła, usypana na sawrauskim stepie... lub
na pustyni Neżdu...
S łow acki u łożył balladę o kochance, co się topi z m i
łości dla emira, i o sztylecie, co pierś emira przeszywa.
M ichał Budzyński napisał o nim dłuższy poemat —
w rodzaju byronicznym.
Nieznany poeta pod przybranem imieniem llo m a n a
S zkarłupki (*), odm alował nam go tak, ja k się przechował
w pamięci gminu... Ostatni teorbąnista osnuł swą powieść
na odkochaniu dziewczyny... i na zemście tego, którem u była
w ydarta...
Oprócz legendarnych podań, oprócz ty lu czarownych
pieśni unoszących się nad nieznanym grobem em ira — do
wspomnień o nim przyłą czył się osobliwy fa k t, k tó ry na
wet w historyi powszechnej nader rzadko się powtarza.
Znalazł się po nim samozwraniec.
C iekaw y o tem szczegół podaje M aurycy Mann w swo
je j Podróży na Wschód. Powiada on, że w Egipcie poznał
się z mieszkającym tam od la t w ielu D-rem H erm anowi
czem, k tó ry w w ypraw ie do Hedżazu w r. 1840 dowiedział
się, iż na górze Dżebel-Kerat, o sześć godzin drogi od
E M IR T A D Z -E L E A IIE R .
(*) Podlewski, autor Opowiadania starego teorbanisly żebraka, ogło
szonego w r. 1S59 w Krakow ie.
( Przyp. wyd.)
bau
D Z IE Ł A L U C Y A N A S IE M IE N S K IE G O .
M ekki, żyje starzec używ ający w ielkie j powagi między
Arabam i, że nazywa się H adajad b e j— i że je st Polakiem...
Zaciekaw iło to doktora— dotarł do miejsca, przekonał
się, że ów starzec rzeczywiście je s t Polakiem — a gdy
go o nazwisko zapytał, w odpowiedzi usłyszał: Rzewuski...
D oktor, k tó ry b y ł rodem z Opola w Lubelskiem, znał
hrabiego W acława, gdy przyjeżdżał tam czasami do swo
je j żony i dzieci. Ł a tw o mu więc było zrobić porówna
nie między tym , którego w id y w a ł daw niej, a tym , którego
w id z ia ł przed sobą.
B y ł to samozwaniec, k tó ry korzystając z pięknych
wspomnień, ja k ie em ir m iędzy trybutam i zostaw ił, odział
się płaszczem jego sławy...
Pisząc to wspomnienie po latach czterdziestu od zgonu
W acława, ty le 'm i dodać w ypada, że z dzielnej gałęzi tego
rodu, k tó ry w y d a ł ty lu ludzi niepospolitych obywatelstwem,
nauką, męztwem, a zawsze odznaczających się tęgóścią
um ysłu — do dziś nie pozostało ani jednej latorośli, ani
nawet listka... (*)
Możnaby w idzieć w tem ja k b y miłosierdzie Opatrz
ności, że ro d y stworzone dla innych w ieków i celów, usuwa
z w id o w n i świata, dość wcześnie, aby im oszczędzić boles
nego tru d u zredukowania się do m ia ry nieodpowiedniej
ich bu jn ym organizmom.
Czyż z upadkiem Rzeczypospoli
tej, pociągającym za sobą upadek możnych rodów, nie w i
dzieliśm y takich, co nie mogąc pogodzić się z przeznacze
niem , b ra li szeroki św iat za scenę swych zapędów, lub fan-
tazyow ali życiem m ijającem bez śladu? B y ł to ostatni po
ły s k pańskości, któ ra przeżyła siebie.
(*) A n to r się om ylił; z lin ii bowiem hetmańskiej Rzewuskich
z której pochodził W acław , i
m ający synów i wnuka.
isztelana witebskiego Adam.
(
P r z y p . m y d .)
SPIS RZECZY
Z A W A R T Y C H W T O M IE P IĄ T Y M .
Str.
<
Dostları ilə paylaş: |