CzaryMary Sp z o o. W kwestii praw do wykonań publicznych sztuki należy zwracać si



Yüklə 381,47 Kb.
səhifə3/3
tarix19.11.2017
ölçüsü381,47 Kb.
#11171
1   2   3

Scena szósta
Robert siedzi sam w mieszkaniu, zrezygnowany popija whisky. Sprzęty mają plomby komornicze. Wchodzi Anna. Jest odmieniona. Z eleganckiej ale zachowawczej kobiety zamieniła się w szałową i uwodzicielską. Pod pachą niesie czysty blejtram. Kiedy Robert zauważa zmianę, aż kamienieje z wrażenia.
ANNA: Boże, co za korki. A jak twój dzień? Dzwoniłeś gdzieś w sprawie pracy?
ROBERT: …
ANNA: Mowę ci odjęło?
ROBERT: (potakuje)
ANNA: Przestań się wygłupiać. Co tu tak cicho? Mamy nie ma?
ROBERT: (kręci głową)
ANNA: Kupiłam blejtram. Sama nie wiem, co mnie naszło. I farby.
ROBERT: Wyglądasz… (pauza)
ANNA: Wziąłeś leki swojej matki?
ROBERT: Nieziemsko. Obłędnie. Zjawiskowo.
ANNA: Musiałam coś zmienić. (grzebie w torbie) Gdzie są pędzle?
ROBERT: To na pewno ty?
ANNA: Daj spokój. (o pędzlach) Chyba zostawiłam w samochodzie. Ale muszę ci powiedzieć, że to chyba faktycznie robi wrażenie. Jeden facet na mój widok wjechał w latarnię.
ROBERT: Cieszy cię to, że obcy faceci oglądają się za tobą na ulicy?
ANNA: Mam płakać? Poza tym kobiecie w moim wieku to już pochlebia.
ROBERT: Nie jesteś taka stara…
ANNA: Dziękuję bardzo. (zauważa plomby) Co to jest?
ROBERT: Komornik. Zajął.
ANNA: Co?
ROBERT: Wezwali nas do natychmiastowej spłaty kredytu. Podobno są jakieś niepokoje na rynkach światowych i…
ANNA: Nie mogą tak!
ROBERT: Im to powiedz.
ANNA: Przecież to jest jakieś szaleństwo! I co? Przyjdą i wyrzucą nas z mieszkania?
ROBERT: Zrobić ci drinka?
ANNA: Mów!
ROBERT: Może się tak zdarzyć.
ANNA: Cholerne banki!
ROBERT: Oni dają kredyty, oni ustalają zasady.
ANNA: Chyba upadliśmy na głowę, biorąc taki kredyt! Co ja sobie myślałam?!
ROBERT: Że galeria sztuki, to złoże roponośne?
ANNA: Teraz chcesz wszystko zwalić na mnie? Że to moja wina?
ROBERT: Nic takiego nie powiedziałem.
ANNA: Jak to nie?
ROBERT: Za długo było spokojnie?
ANNA: Sam zacząłeś.
ROBERT: Dobrze. Niech będzie. I sam to skończę. Koniec tematu.
ANNA: Koniec tematu? Wyrzucają nas z mieszkania, a ty mówisz „koniec tematu”?
ROBERT: Chodziło mi o to…
ANNA: Co my teraz zrobimy? Gdzie będziemy mieszkać? Głodna jestem.
ROBERT: Zaplombowali lodówkę.
ANNA: Świetnie, po prostu świetnie.
ROBERT: Coś wymyślimy…
ANNA: Nie wiem, skąd ci się wzięła ta liczba mnoga. Ja mam totalną pustkę w głowie.
ROBERT: Pamiętasz? Kiedyś nie mieliśmy nic. I byliśmy szczęśliwi.
ANNA: Kiedy to było.
ROBERT: A jak jedliśmy makaron z sosem ze słoika? Damy radę.
ANNA: Chciałam…
ROBERT: Wiem. Wiem… (przytula ją)
Wchodzi Mamusia, objuczona torbami.
MAMUSIA: Organizują wam tutaj koncerty? Nikomu to nie przeszkadza?
ROBERT: Gdzie?
MAMUSIA: Pod blokiem. Takie wielkie głośniki przywieźli.
Mamusia ogląda Annę od stóp do głów, obchodzi ją naokoło.
ANNA: Koncert? Tutaj?
ROBERT: Pierwsze słyszę.
MAMUSIA: Może jakieś święto jest? Kupiłam wam firanki i zasłonki.
ANNA: Mamy rolety.
MAMUSIA: Rolety to można mieć w biurze. W domu muszą być firanki. Zobacz jakie ładne.
ANNA: (do Roberta) Masz jeszcze trochę tej swojej whisky?
MAMUSIA: Zrobię obiad – gołąbki, Robercik uwielbia gołąbki. A po obiedzie pomyję okna i powieszę firanki. Od razu się tu przytulniej zrobi.

Mamusia nadal ogląda Annę, ta czuje się coraz bardziej nieswojo.
ROBERT: Mamo, wyrzucają nas z mieszkania, a ty będziesz wieszać firanki?
MAMUSIA: (traci zainteresowanie synową) Jak to nas wyrzucają?
ANNA: Nas?
Anna ogląda się nerwowo, próbując dociec, co jest nie tak.
ROBERT: Kredyt, pamiętasz?
MAMUSIA: O matko, zupełnie zapomniałam…
ROBERT: Komornik był, zobacz.
MAMUSIA: No to co ja teraz z tym wszystkim zrobię?
ANNA: Oddasz do sklepu.
MAMUSIA: Kiedy to na miarę uszyli, na zamówienie.
ANNA: Było nie zamawiać.
ROBERT: Nie lubimy firanek.
MAMUSIA: Co ty opowiadasz. W domu zawsze były firanki.
ROBERT: I zawsze ich nie lubiłem.
MAMUSIA: Wybrałam takie, żeby pasowały do kanapy.
ANNA: Faktycznie.
ROBERT: Mamo…
MAMUSIA: Pójdę zrobić obiad. Ogórkowa, gołąbki i kompot.
Mamusia wychodzi do kuchni.
Wraca, pokazuje Annie uniesiony kciuk, że wygląda super i znika ponownie w kuchni.
ANNA: Muszę odpocząć, głowa mi pęka.
Zza okna dobiega krótkie muzyczne uderzenie. Potem znów chwila ciszy, a potem…
ADORATOR: (przez mikrofon, z offu) Pani Aniu, zwariowałem dla pani! Specjalnie dla pani piosenka w moim wykonaniu.
Rozlega się piosenka dla Anny (może być znana lub napisana specjalnie), w której powtarza się jej imię.



Z kuchni wybiega zaaferowana Mamusia.
MAMUSIA: Co się dzieje? To ten koncert?
ROBERT: Taa, koncert.
Pojawia się Coś, bardzo podekscytowane – stepuje i nuci melodię, wlokąc za sobą rolkę papieru toaletowego lub robiąc inny zamęt. Panuje ogólny chaos.
ANNA: Boże, głowa mi pęknie!
ROBERT: Mam tego dość.
RAZEM: (Anna i Robert) Tak nie może być!
Pojawia się Stefan.
MAMUSIA: A to kto? Jak on tu wszedł?
ROBERT: Przypomniało mi się! Przypomniało mi się, co chciałem ci powiedzieć! To wszystko przez niego!
STEFAN: Strasznie tu u państwa głośno. (wyjmuje telefon, dzwoni) Halo, połącz mnie z operacyjnym. No. Mietek, wpisz mi na cito wyciszenie. Wyciszenie! Namiar weź z mojego GPS-a. Dobra, dzięki.
Po chwili muzyka cichnie.
STEFAN: No, wreszcie można rozmawiać. Dzień dobry. Pani Aniu, wygląda pani zniewalająco. Panie Robercie… (podchodzi do Mamusi) Pozwoli pani, że się przedstawię, Stefan Król. Proszę, to moja wizytówka. I nasz folder reklamowy, może znajdzie pani coś dla siebie.
MAMUSIA: Nie mam okularów. Jak wy możecie robić ludziom takie rzeczy? Wyrzucać na bruk? Jak tak można?
ROBERT: To wszystko przez te pańskie życzenia!
MAMUSIA: Jakie życzenia?
ROBERT: Czy ja prosiłem, żeby mnie wywalili z pracy? Nie! Prawda? Do luftu te wasze usługi! Proszę wszystko przywrócić, tak jak było!
ANNA: Właśnie. I zabrać tego idiotę sprzed okna.
STEFAN: Zaraz, zaraz…
MAMUSIA: O co tu chodzi?
STEFAN: Nie są państwo zadowoleni ze swoich życzeń?
ANNA: Zadowoleni? To jakaś katastrofa!
ROBERT: I nie z życzeń tylko z waszej obsługi, która jest do…
ANNA: Roberta zwolnili z pracy, mamy na głowie to… to coś, co zjada mydło, komornik zajął nam rzeczy, mnie prześladuje jakiś psychopata, a pan się pyta, czy jesteśmy zadowoleni? To kpina jest?
STEFAN: Mamy standard ISO, nasze usługi są najwyższej…
ROBERT: Chcemy złożyć reklamację.
MAMUSIA: Jaką reklamację, Robert? O co tu chodzi?
ROBERT: Później ci wytłumaczę.
MAMUSIA: O Jezu, kapusta mi się przypala!
Mamusia wybiega do kuchni.
STEFAN: Reklamację. Proszę bardzo. Tu mam państwa umowy, zaraz sporządzimy protokół.
ANNA: Chcemy, żeby wszystko było, jak przedtem.
STEFAN: Przykro mi, ale nie możemy odwrócić wykonanych działań. Jest to możliwe tylko wtedy, kiedy zaszły błędy proceduralne.
ROBERT: No to jest właśnie taka sytuacja. Wszystko poszło nie tak.
STEFAN: Zaraz zobaczymy. Lista życzeń… Najpierw tym razem może pana Roberta…
ROBERT: Sam pan zobaczy, horror.
STEFAN: Pierwsze życzenie…
ROBERT: O, o tym zapomniałem. W ogóle się nie spełniło.
STEFAN: Chwileczkę... Tu mam adnotację: status – zatwierdzone / spełnione.
ROBERT: No, tak właśnie działa ten wasz biznes.
ANNA: A co to było?
ROBERT: Nie…
STEFAN: Tu mam zapisane: „mieć taką kobietę, żeby wszyscy się za nią oglądali”.
ANNA: Chciałeś mnie zdradzić?
ROBERT: Ja nie…
ANNA: No ładnie. Pięknie.
ROBERT: Myślałem, że te czary to pic na wodę. Tak dla draki to wymyśliłem…
ANNA: Dla draki.
ROBERT: No i się nie spełniło.
STEFAN: Owszem, wykonaliśmy zadanie. Zresztą uważam, że nadzwyczajnie. Proszę, tu jest nagranie. (podaje Robertowi przenośny odtwarzacz, materiał może być również wyświetlony z rzutnika, tak, żeby publiczność mogła go obejrzeć)
ROBERT: Co to jest? Gwizdali za tobą na ulicy? O, jeden facet się przewrócił, tak się zagapił.
ANNA: Mówiłam ci, że ktoś wjechał w latarnię…
STEFAN: Jak państwo widzą, nie ma powodu do reklamacji.
ROBERT: Jak mogłaś „tak” iść po ulicy?
STEFAN: Możemy kontynuować?
ANNA: Jak mogłeś zażyczyć sobie lafiryndy?
ROBERT: Nic nie rozumiesz, chodziło mi o to, że... że...
ANNA: Tak?
ROBERT: Chodziło mi o to, że...
ANNA: Płyta ci się zacięła?
STEFAN: Państwo wybaczą, mam dzisiaj bardzo napięty grafik. Możemy zająć się tym, co mamy do zrobienia?
ANNA: Ciekawe, co jeszcze wymyśliłeś.
ROBERT: Następny był szef.
STEFAN: Nie, następne było: „żeby stało coś niesamowitego, niezwykłego”
ROBERT: Żeby stało SIĘ coś niesamowitego.
STEFAN: Się. No tak. Się. Czeski błąd, naprawimy to. Musiałem się pomylić przy wpisywaniu. Zwykła pomyłka…
ROBERT: Zwykła pomyłka? Ja chciałem jakiegoś wydarzenia, czegoś niesamowitego, a co mamy?
STEFAN: Swoją drogą to trochę zabawne.
ROBERT: Zabawne? To coś, co żre mydło? Tak? To jest wasza realizacja? Przezabawna.
STEFAN: Zajmiemy się tym.
ROBERT: Poza tym łazi. Po całym mieszkaniu.
STEFAN: Ale głównie stoi?
ROBERT: W sumie tak.
STEFAN: Re-kla-ma-cja. Zapisałem.
ANNA: Czego jeszcze sobie zażyczyłeś, kochanie?
STEFAN: I trzecie: „nie mam ochoty więcej oglądać przeklętej mordy mojego szefa.” Zgadza się?
ANNA: No, pięknie.
ROBERT: A czy ja powiedziałem, że chcę, żeby wywalili mnie z roboty?
STEFAN: Jeśli do spełnienia marzenia potrzebny jest udział osób trzecich, musimy brać pod uwagę ich chęci i plany. Gdyby pański szef chciał się zwolnić z pracy, to pan by został. Ale najwyraźniej jemu jest w tej firmie dobrze.
ROBERT: Co do tego nie mam wątpliwości. Tylko co mnie to obchodzi?
STEFAN: Kompromis. Nie można mieć wszystkiego.
ANNA: No pięknie.
STEFAN: Wystarczy dobrze sformułować marzenie i wszystko idzie jak z płatka. A jak są niedopowiedzenia, niedoprecyzowania, to później mamy takie kwiatki.
ROBERT: Co można zrobić z tą pracą? Albo on, albo ja. Inaczej tam nie wracam.
STEFAN: Reklamacja i tak panu nie przysługuje. Może pan co najwyżej zakupić nowy pakiet…
ANNA: O nie, nie, nie. Wystarczy nam pakietów.
STEFAN: Jak państwo sobie życzą. Teraz pani lista. Pierwsze: „mieć prawdziwych, szczerych przyjaciół.” Status – spełnione.
ANNA: Ojej, a wie pan, że to naprawdę zadziałało?
STEFAN: A widzi pani.
ROBERT: To stąd to wszystko…
ANNA: Widzisz, wystarczy prosto powiedzieć.
STEFAN: Odhaczone. Drugie: „żeby ktoś jeszcze dla mnie zwariował”.
ROBERT: „Żeby ktoś jeszcze dla mnie zwariował”? (zanosi się od śmiechu) Dobre, dobre.
ANNA: Przymkniesz się?
ROBERT: Dawno się tak nie ubawiłem.
STEFAN: Mieliśmy z tym spory problem…
ROBERT: Zwariował. No to zwariował.
STEFAN: Nie było chętnych za bardzo.
ANNA: Nie musi pan opowiadać wszystkich szczegółów. Nie interesuje mnie to.
ROBERT: Nikt nie chciał dla niej zwariować? Coś podobnego.
ANNA: Pożałujesz…
ROBERT: Wiesz, co ci powiem? Mnie wytykałaś, a sama nie jesteś lepsza. Chciałaś mieć gacha!
ANNA: Nie chciałam żadnego gacha! Chciałam, żeby ktoś się mną zainteresował, żeby mnie docenił, zobaczył… Tak naprawdę.
ROBERT: A co ma do tego choroba psychiczna?
ANNA: Chodziłeś do tej swojej firmy. Od rana do wieczora. Czasem nie pamiętałam, jak wyglądasz.
ROBERT: Chciałaś apartamentu i galerii. Ktoś musiał na to zarabiać.
ANNA: Czasem zastanawiałam się, dlaczego w ogóle się pobraliśmy.
STEFAN: Ja przepraszam, ale tak jak mówiłem…
ROBERT: Dobrze, skończmy to.
STEFAN: I ostatnie: „Zero odwiedzin teściowej”.
ROBERT: Co???
ANNA: Sam wiesz, rozmawialiśmy o tym…
ROBERT: Chciałaś się pozbyć mamusi?
ANNA: Zwariowałeś? Poza tym oni nie dematerializują ludzi.
STEFAN: Spełnione. Poza punktem numer dwa u pana Roberta, nie ma podstaw do reklamacji.
ANNA: O nie, nie wywinie się pan tak łatwo. To ma być spełnienie? Ja nie chcę odwiedzin, a ona się wprowadza na stałe? To ma być rozwiązanie?
STEFAN: Przecież już państwu tłumaczyłem…
ANNA: Ale mnie nie satysfakcjonują te tłumaczenia.
ROBERT: Jak mogłaś?
ANNA: Zamknij się. (do Stefana) Ona nie może tu zostać.
STEFAN: To muszą już państwo rozwiązać we własnym zakresie.
Dzwonek do drzwi.
ANNA: Jak to ten pajac, to go zabiję.
Wchodzą Marta i Adam, jeszcze nie widzą Stefana.
ADAM: Mamy dla was niesamowitą nowinę!
MARTA: Kupiliśmy ten dom!
ADAM: (rozanielony) Aneczko, wyglądasz bosko. (dostaje kuksańca od Marty)
Spostrzegają Stefana.
MARTA: Ojej, jesteśmy nie w porę. Macie gości…
ANNA: Nie, nie, to tylko…
ROBERT: Pamiętacie, jak wam opowiadałem o czarodzieju?
ADAM: To, co nas wkręcaliście wtedy?
ROBERT: Nie wkręcaliśmy. To właśnie on.
STEFAN: Stefan Król. CzaryMary Sp. z o.o. Zewnętrzne działania sprawcze. Może byliby państwo zainteresowani naszą ofertą?
ANNA: A po co to komu?
ADAM: My jak czegoś chcemy, to po prostu to robimy.
MARTA: Albo po prostu samo się dzieje.
Marta zaczyna robić na drutach.
ADAM: Wystarczy czegoś chcieć.
MARTA: (do Stefana) No, chyba że można zamówić pokój na świecie.
STEFAN: Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, ile by to kosztowało.
ADAM: Dobre, dobre.
ROBERT: A zmiana rządu?
STEFAN: Nie chodzi pan na wybory?
ROBERT: Tak z ciekawości pytam. Oczywiście, że chodzę. Zawsze.
Anna rzuca Robertowi zdziwione spojrzenie, on dostaje ataku duszności. Stefan jest bardzo zaniepokojony.
ROBERT: Widział ktoś mój inhalator?
ANNA: Chyba go gdzieś widziałam.
ADAM: Co się dzieje.
ANNA: Ma atak. Zawsze ma atak, jak-
ROBERT: (przerywa jej) Emocje. To tylko emocje. Zaraz mi przejdzie.
STEFAN: Przepraszam, czy moglibyśmy dokończyć formalności?
ANNA: To nie jest zaraźliwe.
ROBERT: To astma.
ANNA: Raczej hipochondria.
STEFAN: Zarazki. Gdzie ja mam żel do dezynfekcji?
STEFAN: Możemy zakończyć ten protokół? Mam mnóstwo obowiązków.
ADAM: Ale…
STEFAN: Jeśli zdecydują się państwo na konkretne życzenia, pojawię się bez zwłoki.
ANNA: W to nie wątpię…
STEFAN: Czy możemy podpisać protokół?
ANNA: Proszę cofnąć wszystko, co zamówiliśmy.
ANNA: To była jedna wielka pomyłka.
MARTA: A co zamówiliście?
ROBERT: Takie tam…
ANNA: Bzdury. I chcemy się ze wszystkiego wycofać.
STEFAN: Przykro mi bardzo, ale to niemożliwe.
ROBERT: Chyba obowiązuje jakaś rękojmia?
STEFAN: Oczywiście. W przypadku nieprawidłowo wykonanego zlecenia.
ANNA: Otóż to. Wszystkie zostały wykonane nieprawidłowo.
ADAM: Macie problem z zarządzaniem jakością? Moja firma…
STEFAN: Nie, nasze życzenia są spełniane zgodnie z zachowaniem wszystkich norm i zaleceń unijnych. Państwo po prostu…
ROBERT: Proszę nie zrzucać na nas odpowiedzialności. To „Coś”, co pan nam sprowadził, nie było przez nas zamówione.
STEFAN: I to jest jedyny przypadek, w którym mogę uznać prawo do reklamacji.
ANNA: Pan chyba żartuje…
STEFAN: Czytali państwo regulamin?
ROBERT: Nie…
ADAM: Jak zwykle było pewnie coś drobnym druczkiem.
ANNA: (do Stefana) Pozwę was do sądu.
MARTA: I przegrasz. Takie firmy obstawiają się prawnikami z każdej strony.
STEFAN: Dostali państwo komplet dokumentów…
ROBERT: Po prostu chcemy to wszystko cofnąć.
STEFAN: Przecież już panu mówiłem…
ROBERT: Nie rozumie pan. Straciłem pracę, bank wezwał nas do natychmiastowej spłaty kredytu, nie mamy pieniędzy. Jeszcze chwila, a nas eksmitują. Potrzebuję tej roboty.
STEFAN: Bardzo mi przykro. Niestety nic nie mogę na to poradzić.
ANNA: Cholerna złota rybka. Życzeń nam się zachciało.
MARTA: Jest takie powiedzenie: „uważaj, o czym marzysz, bo może ci się to spełnić.”
ROBERT: Będziesz kopać leżącego?
STEFAN: Czy możemy dopełnić formalności? Ja naprawdę już muszę iść.
ANNA: I co pańskim zdaniem mamy teraz zrobić?
STEFAN: Podpisać protokół usterki.
ANNA: Nie o tym mówiłam.
STEFAN: Nie wiem. Może poszuka pan innej pracy?
ROBERT: Myśli pan, że praca leży na ulicy? Co miałbym robić?
STEFAN: My tylko wykonujemy usługi z zakresu zewnętrznych działań sprawczych, nie zajmujemy się doradztwem zawodowym. Proszę, tu podpis, tu i tu.
ANNA: Ja tego nie podpiszę.
STEFAN: Pani nie musi. Wszystkie pani życzenia zostały spełnione zgodnie z wymogami.
ANNA: (do Roberta) Nie podpisuj tego.
STEFAN: Chcą państwo jednak zatrzymać to „Coś”?
ANNA: Ja zwariuję.
STEFAN: Dla mnie – żaden problem. Kończymy sprawę, wychodzę i tyle.
ROBERT: Gdzie mam podpisać?
ADAM: Zwariowałeś?
MARTA: Może weźcie prawnika?
STEFAN: Jak nie wyrobię normy, nie dostanę premii w tym miesiącu.
ANNA: A co nas to obchodzi?
STEFAN: Spędziłem tu już pół dnia.
ROBERT: Gdzie mam podpisać?
Stefan pokazuje, Robert składa podpis.
ANNA: Świetnie. Po prostu świetnie.
STEFAN: Ponieważ jedno z życzeń nie zostało prawidłowo spełnione, mają państwo prawo do wypowiedzenia nowego.
ANNA: Nie, nie, nie. Nie będzie więcej życzeń. Już wystarczy.
STEFAN: Mogę zaproponować też zwrot pieniędzy.
ANNA: Tak będzie lepiej.
STEFAN: Proszę wypełnić te formularze. (wyciąga plik papierów)
ROBERT: Który?
STEFAN: Wszystkie.
ROBERT: Tyle rubryczek do jednego zwrotu? Siedem kartek?
STEFAN: Osiem. Taka procedura.
ROBERT: O nie, nie będę tego wypełniał. Na pewno nie. Kto widział mój inhalator?
MARTA: Chyba masz go w kieszeni.
ADAM: Bardzo dziwne to wszystko.
ANNA: Nie da się tego jakoś prościej?
STEFAN: Jedyne, co mogę zaproponować, to darmowe kupony.
MARTA: Kupony?
STEFAN: Mam tak: pięćdziesiąt procent zniżki na SPA dla psów…
MARTA: Oni nie mają psa.
STEFAN: Podwójne zaproszenie na Festiwal Tatara i Golonki…
ANNA: Ohyda.
ADAM: Ja tam bym chętnie zjadł goloneczkę.
MARTA: I tak masz za wysoki cholesterol.
ADAM: Oj tam, oj tam...
ANNA: Tak? Robert to samo. Muszę go pilnować na każdym kroku. A teraz (robi gest aluzji do matki Roberta) kotleciki, gołąbeczki…
STEFAN: Jest jeszcze skok ze spadochronem, płukanie jelit i kurs księgowości drugiego stopnia.
ROBERT: Pan da tę golonkę.
ANNA: Spadochron! Skoczę na spadochronie! I żadnej golonki. Chcesz, żeby tętnice ci się zupełnie zapchały?
ROBERT: Chyba nie mówisz poważnie…
ANNA: To musi być niesamowite uczucie.
ROBERT: Po moim trupie.
ANNA: (do Stefana) Weźmiemy spadochron.
Wpada zaaferowana Mamusia, okulary na nosie, ulotka w ręce.
MAMUSIA: Czy wy to widzieliście?!
Robert wyrywa Stefanowi kupon z golonką.
ANNA: Mamo…
MAMUSIA: Tu jest napisane, że można zamówić życzenia. Jak od złotej rybki.
ROBERT: Mamo, to przez to mamy kłopoty.
MAMUSIA: Mają zniżki dla emerytów.
STEFAN: W każdej chwili służę pomocą.
ROBERT: Mamo…
MARTA: To jakieś wariactwo.
MAMUSIA: (do Stefana) Bo wie pan, ja zawsze chciałam występować na scenie. W teatrze. Chciałabym mieć talent, odnosić sukcesy, grać wspaniałe role…
ROBERT: Czego to się człowiek nie dowie.
ANNA: Będą z tego kłopoty.
MARTA: Oj tam, każdemu należy się odrobina szaleństwa.
STEFAN: Z tego, co widzę, świetnie pani sobie radzi w określaniu swoich potrzeb.
ROBERT: Na pewno lepiej niż my.
ANNA: Potrzeb innych to już niekoniecznie.
MAMUSIA: (do Stefana) Czy możemy gdzieś pójść i spokojnie wszystko omówić?
STEFAN: Oczywiście.
ANNA: Nie miał pan przypadkiem miliona spotkań?
STEFAN: Klient nasz pan.
Robert dostaje ataku śmiechu.
MAMUSIA: Tylko wezmę torebkę.
ROBERT: Czy pan zwariował? To jest starsza kobieta.
MARTA: Lepiej, żeby nie słyszała, jak tak o niej mówisz.
ROBERT: Niech się pan nawet nie waży jej czegokolwiek sprzedawać.
STEFAN: Słyszał pan o czymś takim, jak wolność osobista?
ROBERT: Ja nie żartuję.
STEFAN: Czy pan mi grozi?
ADAM: Chłopaki, spokojnie.
ANNA: Chyba pan rozumie, mama męża…
STEFAN: Jest pani dzieckiem? Nie? To nie może jej pani niczego zakazać.
Dzwoni telefon. Adam przez chwilę myśli, że to jego komórka. Robert odbiera.
ROBERT: Halo? Tak, przy telefonie. Co? Jak to dzisiaj? Skąd ja pani dzisiaj... Przecież mieliśmy termin… Nie, proszę pani, ja się na to nie zgadzam!
ANNA: Co?
ROBERT: Bank wezwał nas do natychmiastowej spłaty kredytu. Dzisiaj.
MARTA: Może trzeba złożyć odwołanie? Skargę?
ANNA: Na razie przeniesiemy się do hotelu, potem coś się wymyśli.
ROBERT: Do hotelu? Stać cię na hotel? (do Stefana) To wszystko przez pana i te pańskie „czary”! Trzymajcie mnie, bo za siebie nie ręczę!
Wpada Mamusia.
MAMUSIA: Jestem. Idziemy? Zapraszam pana na kawę.
STEFAN: Państwo wybaczą.
ANNA: Mamo, zastanów się, co robisz. Nie widzisz, do czego on nas…
MAMUSIA: Nie marudź. (do Stefana) Idziemy?
STEFAN: Jak pani na imię?
MAMUSIA: Zenobia.
STEFAN: Zenobia. Piękne imię. Pochodzenia greckiego.
MAMUSIA: Jaki miły młody człowiek.
Mamusia i Stefan kierują się do wyjścia.
MAMUSIA: (na stronie, szeptem) A może dałoby się coś zrobić z moją synową? Ona jest taka… (wychodzą)
ROBERT: Ja się załamię. Już się załamałem. Gdzie jest mój inhalator? (znajduje go, próbuje zażyć lekarstwo, które się skończyło, rzuca inhalatorem w kąt) Jasne, to było do przewidzenia..
ANNA: Weź ją powstrzymaj. Przecież to będzie katastrofa.
ROBERT: Większa niż jest? Jak chcesz, sama ją powstrzymaj.
ANNA: Zaraz, a to „Coś”?! Zostawił nam to? (biegnie sprawdzić w innym pokoju, po chwili wraca) Nie ma, zniknęło.
ADAM: Szkoda.
ROBERT: Czary.
ANNA: Bardzo śmieszne. Lepiej mi powiedz, co my teraz zrobimy.
MARTA: Tak się zastanawialiśmy…
ADAM: Bo wiecie, kupiliśmy ten dom…
MARTA: Może chcielibyście tam na razie pomieszkać?
ADAM: Dopóki wszystko wam się nie ułoży.
MARTA: I tak by stał pusty przez jakiś czas, a tak przynajmniej nie będzie niszczał.
ANNA: Ile chcecie miesięcznie?
MARTA: Daj spokój, nie będziecie nam płacić, zwariowałaś?
ADAM: Tu są klucze.
ROBERT: Wy tak serio?
ADAM: Serio, serio.
ANNA: Dzięki.
ROBERT: Jesteście… Brak mi słów…
ANNA: Prawdziwymi przyjaciółmi.
Nagle zaczyna być słychać muzykę, coraz głośniej. To Amant śpiewa serenadę dla Anny.
ANNA: O nie, nie, nie, tylko nie to!
MARTA: Co to jest?
ANNA: Długa historia.
ADAM: Chodźcie, pokażemy wam dom.
Wszyscy już mają wychodzić, kiedy dzieje się coś nieoczekiwanego i szokującego – do salonu wpada stado żubrów, pojawia się 20 „COSIÓW”, cygańska orkiestra, wjeżdża peleton kolarski, zawalają się ściany – wedle możliwości i uznania inscenizatora.
MARTA: Co to jest?
ANNA: Co się dzieje? Co to ma znowu być?
Dzwoni telefon Roberta.
ROBERT: Halo? To znowu pan? Błąd w systemie? Jaki znowu błąd w systemie? Zabierajcie to wszystko, ale już! Halo. Halo! Halo!!!
Pojawiają się kolejne nieprzewidziane „atrakcje”, zapanowuje totalny chaos.

KURTYNA
Więcej tekstów na stronie

www.rubi.pl

Zapraszam!
W kwestii praw do wykonań publicznych sztuki

należy zwracać się do

Agencji Adit
Tel.: (022) 822 11 99; (22) 783 98 71, fax: (022) 783 49 65
E-mail: agencja@adit.art.pl

www.adit.art.pl





Yüklə 381,47 Kb.

Dostları ilə paylaş:
1   2   3




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©www.genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə