Portrety literackie



Yüklə 11,71 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə24/106
tarix01.08.2018
ölçüsü11,71 Mb.
#60023
1   ...   20   21   22   23   24   25   26   27   ...   106

OBÓZ  K LA S S Y K Ó W . 
"  
"73
mu  w   różnych  miejscach  ze  130  wierszy. 
Wiesz  co  się 
stało?  Oto  chce,  abym  dla  równości  stylu  wszystko  ta k  
popraw ił. 
Bóg  mię  nim  naw iedził,  ja k b y   ja k ą   chorobą. 
Cóż  czynić?  S tary  poczciwy,  trzeba  go  ucieszyć,  pomódz, 
byle  ty lk o   ju ż   nie  w racał.  N ie  wiem,  ja k   się  z  tego  w y ­
kręcę;  chyba  w ojną  turecką.”
Co  w   obozie  ldassycznym  było  budującem,  to  solidar­
ność  między  autorami. 
W prawdzie  nie  przeszkadzało  to, 
żeby  Osiński  nie  dowcipował ze  swoich  kollegów,  M oraw ski, 
żeby  znowu  nie  odsłaniał  słabych  stron  Osińskiego;  ale 
taka  b y ła   ich  natura, 
że  nadewszystko  lu b ili  nietyle  uno­
sić  się  nad  pięknościami,  ile   myszkować  na  usterki  stylu. 
Solidarność,  o  której  wspomniałem,  zasadzała  się  na  wza- 
jemnem  pomaganiu  sobie  w   ku ciu   wierszy. 
M oraw ski 
w   jednym   liście  wspomina,  że  Osińskiemu  pomógł,  kie d y  
ten  biedził  się  z  wytłómaczeniem  sławnego  Kornelowsldego 
słowa  w   Cydzie:  E o d rig u e ,  as-tu  du  coeurf—   M łody  K oź­
mian  posyła  mu  ja k ą ś   elegię  tłómaczoną  z  francuzkiego, 
k tó rą   Morawski  szlifuje;  nawzajem  tenże  prosi  go,  żeby  mu 
przetłómaczył  choćby  ze  sto  razy  dwa  wiersze  z Androm aki. 
W idzieliśm y,  ja k   Gawdzickiemu  pomagał,  żeby  klassykom  
w stydu  nie  zrobił. 
Stary  Koźmian  posyła  mu  ka w a łka m i 
swoje  Ziem iaństwo,  i   odbiera  długie  uwagi,  popraw ki,  po­
kreślenia;  źe  zaś  utw ór  ten  m ia ł  doskonałością  swoją  spio- 
runować  rom antyków,  M oraw ski  co  chw ila  podsuwa  mu 
poetyczne  pomysły,  za  które  rzeczywiście  można  było  być 
wdzięcznym.  W   jednem  miejscu  ta k   się  wyraża: 
„D ziś
robię  uw agi  na  drugą  pieśnią  Z ie viia ń stw a ;  ledwie  k ilk a  
wierszy  znajduję  do  odcięcia.  Równa  pierwszej.  W   trzeciej 
ju ż   mniej  interesu  poetycznego,  i   dla  tego  trzeba  było  k o ­
niecznie  epizodu  Bohdana.  Ten  epizod  i   pożar  pieśń  tę 
ra tu ją   jedynie,  k tó ra   przecież  równie  sztuczną  je s t  ja k  
pierwsza.  Zawsze  je d n a k   w   czytaniu  najm niej  zajmie,  boś 
odstąpił  w   niej  od  ducha  całego  poematu,  to  jest,  mówiąc 
o  lasach,  nie  rzucasz  na  nie  żadnego  uroku  narodowości, 
a  przynajm niej  mało.  Pieśń  ta  w   każdym   k ra ju   może  być 
przyswojoną  i  t.  d .”
Jak  zaś  uw agi  swych  p rzyjaciół  przyjm ow ał  autor, 
można  się  z  tego  ustępu  Koźmianowego  listu   przekonać:


„M ostowski  (*)  tak  początek  ja k   koniec  mego  Zie- 
m iaństw a  ze  smakiem  przeczytał;  szczególniej  mn  się  po­
dobało: 
Opisanie  chorób,  Susza,  Powietrze,  Jałó w ka   i  B u ­
h a j.  N ad  niektórem i  ty lk o   w yrażeniam i  porobił  k rz y ż y k i. 
N ie  podobał  mu  się  wiersz:
„ W   w yschłych  gardłach  ję z y k i  gorą  spieką  srogą, 
i   drugi:
.  .  .  „pod  topór  siepacza.
„ A   że  na  to  i   Osiński  się  zgodził,  więc  potrzeba  po­
p ra w ić...”
Pokazuje  się,  że  mimo  zasady  o  powadze,  poddawano 
się  głosowaniu,  zwłaszcza  jeżeli  do  głosowania  wmieszał 
się  Osiński',  którego  Koźm ian  m ia ł  także  za  w yrocznię  osta­
tecznego  sądu,  i   zawsze  b ro n ił  przeciw  sarkazmom  i  oskar­
żeniom  M orawskiego  i   innych.
W   liście  z  22  grudnia  1827  r.  ta k   pisze  (do  M oraw­
skiego):  „W yla łe ś  w   ostatnim  liście  żółć  swą  na  Osińskie­
go,  k tó ry ,  w ierzaj  m i,  nietyłe  na  to  zasługuje  ja k   się  zda­
je   Fredrze  (M aksym ilianow i)  i   Krasińskiem u...”
„W czoraj  zapowiedział  nam  na  obiedzie  u  K ra siń skie ­
go  Odyniec,  że  chw ała  M ickiew icza  od  morza  A tla n ty c k ie ­
go  aż  do  A ra x u   się  rozchodzi,  albowiem  tłóm aczą  jego  so­
nety:  W iazem ski  w   Moskwie,  w   Petersburgu  ja k iś   znako­
m ity   lite ra t  i   senator,  w   Londynie  dwóch  żurnalistów  nau­
czyło  się  po  polsku,  żeby  m ogli  ziomkom  swoim  udzielić 
płodów   tego  w ielkiego  poety,  którego  ju ż   pisma  angielskie 
pierwszym   geniuszem  i   literatem   polskim   m ianują. 
Cóż 
można  było  odpowiedzieć  na to?  ty lk o  ruszywszy  ramionami, 
oświadczyć,  że  i  m y  pójdziem y  do  Stambułu  dla  nauczenia 
się  ję z y k a   M ickiewicza,  a  nauczywszy  się,  może  będziemy 
w ie lb ili;  teraz  trudno  chwalić,  czego  się  nie  rozumie.  Spie-
74 
D Z IE Ł A   L U C Y A N A   S IE H IE Ń S K IE G O .
( * )   M inister  M ostowski,  niegdyś  wydawca  klassyków   polskich, 
uchodził  za  najwyższą  wyrocznię  dobrego  gustu.


w a ł  nam  potem  O dyńczyk(*)  litew skim   tonem  dwie  nowe 
ballady  Mickiewicza,  obiedwie  o  T urkach:  je d n ą   o  praw o­
wiernym , 
drugą  o  renegacie,  które  nawet  mimo  chęci 
drażnienia  się  ze  mną,  znalazł  K ra siń ski  niedorzecznemu 
Brodziński  ganił,  lecz  nie  hez  zgorszenia  i  indygna cyi  L e ­
lewela.  Dotąd  na  zarzuty  czynione  bredniom   naszych  m ło­
dych  wierszokletów,  zawsze  mówiłeś:  Pozwólcie  k ra jo w i 
mieć  swoją  narodową  poezyę.  —   Chciej  m i  teraz  odpowie­
dzieć,  co  m ają  wspólnego  z  narodową  poezya  Czatyrdahy 
i   renegaty  tureckie?  Niem cy  w   swoich  balladach  p rz y ­
najm niej  swoich  baronów  śpiewają,  a  m y  iu r k ó w ,  T ata­
rów,  Kozaków,  i   to  jeszcze  ich  nawet  w łasnym   językiem . 
Sto  razy  ci  to  powiadałem,  że  nie  mogę  zrozumieć  tej  je d ­
nej  w   tobie  sprzeczności:  że  inaczej  piszesz,  a  czego  in ­
nego  bronisz-,  czego  sobie  nie  dozwalasz,  to  w   drugich 
pobłażasz.  Niech  ciebie  ty lk o   naśladują,  niech  przez  poło­
wę  ta k   dobrze  piszą,  a  troskliw ość  nasza  o  lite ra tu rę   po­
cieszy  się  i   uspokoi... 
N ie  słyszałem,  żeby  Osiński  bądź 
w   żartach  przy  stole,  bądź  na  katedrze  przy  le k c y i  w   in ­
nym   duchu  m ówił.  D la   czegóż  nie  słyszałem  go  ganiące­
go  tw oich  pism?  Owszem  oddaje  im   sprawiedliwość,  a  wie- 
rzaj  mi,  mimo  skłonności  do  żartów  i   satyry,  mimo  wszyst­
k ic h   drw inek,  których  sobie  dozwala,  Osiński  w   naszym 
k ra ju   je s t  najlepszym  k ry ty k ie m ,  najw ięcćj  ma  pewnego 
smaku  i   sądu,  i   co  do  mnie,  w olę  jego  satyryczne  przy­
cin k i  niż  w ielu  pochwały,  bo  myślę  sobie,  iż   k ry ty k a   spra­
w ie d liw a   każdemu  dziełu  pomaga,  niespraw iedliw a  nic  mu 
nie  uwłacza.  Brodzińskiego  talent  nie  jest  pospolity;  praca 
może  go  zrobić  pożyteczniejszym  k ra jo w i  niż  je st  Osiński, 
lecz  n ig d y   go  z  nim   nie  zrówna  w   geniuszu,  poprawności 
stylu,  pomysłach  czystych  i   w yobraźni  praw dziw ie  m ęzkiej. 
Nie  miej  mię  za  uprzedzonego  przeciw  komubądź,  lub  za
(*)  Jeżeli  tu  z  pewnym  przykąsem  w y ra ż a ł  się  Koźmian  o  A n t. 
E dw .  Odyńcu,  to  później  wielce  um iał  go  cenić  i   podnosić piękność  je ­
go  Felicyty  i   innych  utw orów .  Stosunek  lis to w y  zawia.zał się potem mię­
dzy  lite w skim   a  małopolskim  poetą  i   u trzym a ł  się  do  zgonu Koźmiana. 
K ie   zapominajmy,  że  to  je st  historya  lite rackich  wyobrażeń,  a nie h isto - 
rya   prześladowań  i  nienawiści  stronnictw   polityczn ych.


Yüklə 11,71 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   20   21   22   23   24   25   26   27   ...   106




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©www.genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə