— Num er po jed y n czy kop. 15. P r e n u m e r a t a w w a r s z a w ie



Yüklə 44,29 Mb.
Pdf görüntüsü
səhifə17/21
tarix01.08.2018
ölçüsü44,29 Mb.
#60019
1   ...   13   14   15   16   17   18   19   20   21

^   „Maryi”  pisane  jest  wszystko 

wprost  od  serca,  bez  śladu  refleksyj­

nej  roboty,  z  żarem  uczucia,  tryska­

jącego  bezpośrednio 

i  jak  zwykle 

11 


Siatkowskiego 

—  


bezwzględnie 

szczerze.

0  ile  sądzić  można  z  partytury, 

nie  widząc  opery  wykonanej,  „Ma- 

przedstawia  się  jako  utwór 

par 

exccllence

 —   sceniczny.

Akcya  tętni  żywo,  wśród  nie- 

11 stającej 

zmiany  nastrojów, 

które 


muzyka  illustiuje  z  dra­

matyczną  prawdą.  Leit- 

motiy y 

Są 


wymowne, 

utrwalają  się  w  pamięci 

PrzeProwmdzeniu umie­

jętnie  zastosowane  są  do 

sytuacyi.

Budowlę  libretta,  za­

czerpniętego  wprost z po­

ematu  Malczewskiego —  

oważać  można  za  szczę- 

sUwie  pomyślaną,  gdyż 

nie  nuży 

rozwlekłością 

1  un^ka  bezbarwnych  mo­

mentów.  Sceny  następują 

P°  sobie  konsekwentnie,

Pełne  charakterystyki  i  urozmaicenia.

Libretto  zostało  napisane  przez 

autora  opery.

W  całości  przejawia  się  ta  sama 

mltura  i  dobry  smak  estetyczny,  któ- 

re  charakteryzują  „Filenis” ,  przyczem 

w  „Maryi”  przeważa  silnie  pierwia­

stek  swojski.

z  fortepianem,  kwartet  smyczkowy 

(op.  10),  grany  parokrotnie  w  War­

szawie  i  w wielu  innych  centrach  mu­

zycznych, 

zwłaszcza 

w  Ameryce, 

gdzie 


w

  ciągu  jednego  sezonu  wyko­

nał  go  kwartet  Adamowskich  5  razy. 

W  Warszawie  szerszego  powodzenia 

doznała  jego  fantazya  symfoniczna, 

grana  na  jednym  z  koncertów,  urzą­

dzanych  przez  E.  Młynarskiego  w  tea­

trze  Wielkim,  później  zaś  przez  or­

kiestrę  w  Filharmonii.

Opera  ,,Filenis”  po­

wstała  już  w  roku  1897, 

niedawno 

zaś 

zdobyła 


palmę zwycięstwa na kon­

kursie muzycznym  w Lon­

dynie.

R.  Siatkowski  był  po­



przednio  współpracowni­

kiem 


,,Echa  muzyczne­

go” ,  które  zasilał  sze­

regiem  wybitnych  arty­

kułów;  z  wykwintną  for­

mą  łączyły  one  zawsze 

treść  głębszą  i  sumienną.

Obecnie 

R.  Statko- 

wski  zajmuje  od  roku 

stanowisko  profesora  historyi  muzy­

ki  w  warszawskim  Instytucie  muzy­

cznym.


/  

R -g-

Roman  Siatkowski.

Dotychczas  wogóle  indywidual­

ność  kompozytorska Statkowskiego pod 

}ni  względem  zarysowała  się  za- 

s^czyfrne>  że  hołdując  prawdziwym 

ideałom  sztuki,  odszukiwał  i  dawał— 

tylko  siebie,  nie  wchodząc  w  żadne 

kompromisy  —   może  popłacające,  ale 

artysty  niegodne. 

Dla  tego  też  je ­

bnie  z  wyższego  punktu  widzenia 

nlturalnego  możliwą  jest  sprawiedli­

wa  ocena  jego  utworów.

Niezależnie  od  tego  sądzimy,  że 

nla^  wielu  powodów  ,,Marya”  może 

stać^  się  popularną  wśród  szerszej 

publiczności.

Bardziej  szczegółowy  rozbiór  do­

datnich  lub  ujemnych  stron  tej  ope­

ry  odkładamy  do  chwili,  kiedy  już 

ukaże  się  na  scenie.

Tymczasem  kończymy  królką  no­

tatką  biograficzną.

Roman  Statkowski  urodził  się 

w  roku  1859. 

Studya  gimnazyalne 

1  uniwersyteckie  odbywał  w  Warsza- 

Mle’  gdzie  skończył  wydział  prawny. 

..  . Przoz  lat  kilka  uczył  się  harmo- 

i  kontrapunktu  u  W ł.  Żeleńskie­

go,  następnie  zaś  studyował  kompo- 

_?c^ę  Av  konserwatoryum  petersburg- 

lertl;  Bierwsze  utwory  Statkowskie- 

pojawiły  się  w  r.  1884. 

Były  to 

J ^ y   brukowane  w  ,,Echu  muzycz- 

111  i  pieśni  na  jeden  głos.

roku  1893  wydał  szereg  korn­

ie  J^cyj  na  fortepian, 

na  skrzypce

Przed  premierą  „Candidy“

Bernard  Shaw.

Oto  człowiek  nie  należący  do  ża­

dnego  „kierunku",  do  żadnej  „szkoły", 

do  żadnego  stronnictwa. 

Oto  rzadki 

ptak,  który jest  sobą.  Klasyczny  pły­

wak  przeciw  wodzie-lrlandczyk  Shaw, 

jeden  z  najciekawszych  literatów  pi­

szących  obecnie  dla  sceny.

Przedtem  pisał  dla  chwili,  do 

dzienników.  Dopiero  od  dwunastu  lat 

cieszy  się  wielkiem  świętem,  rajskim 

ogrodem —  sztuką. 

Swoją  drogą —  

niewiadomo 

czy  niebawem  własny 

temperament  nie  strąci  go  z  tego  ra­

ju  na  ziemię. 

Bo  to  natura  tak  pa­

radoksalnie  złożona,  że  jest  nietylko 

artystą,  ale  i  fanatykiem  czynu. 

In­


teresuje  się  mniej  więcej  wszystkiem, 

co  się  dzieje  na  świecie. 

Miłość  i—  

agitacya,  tu  u  niego  jedno. 

Agitował 

za  socyalizmem,  za  Ibsenem...  bogo­

wie  wiedzą,  za  czem  nie  agitował. 

Ale  agitował  sam,  bo  ile  razy  był 

zwolennikiem  jakiejś  „idei“ ,  to  zaw­

sze  —   własnej. 

To  najbardziej  cha­

rakterystyczne.  Jego  „socyalizm“  róż­

ni  się  tak  dalece  od  tego,  który  figu­

ruje  pod  literą  „ s “  w  powszechnej 

encyklopedyi,  że  przedewszystkiem  nie 

zgodzą  się  z  nim— socyaliści. 

A  je ­

go 


Henryk  Ibsen  mieszka 

nietyle


w  Chrystyanii  co  raczej  w  mózgu 

Bernarda 

Shaw’a. 

Ile 


razy 

pisze 


o  „znanych"  rzeczach-— tyle  razy  pi­

sze  o  czemś  nowem. 

Prawdopodobnie 

okulary,  przez  które  patrzy,  mają  ja ­

kiś  osobliwy  „numer“ . 

Przy  tern  pi­

sze  tak,  że  niema  się 

ani  chwili 

wrażenia  literackiej  kokieteryi,  pisze, 

tak,  że  wierzy  się  w  jego  „numer“ 

jak  w  szczerze  niebieskie,  chłopskie 

oczy.


...Po  tern  wszystkiem  zrozumie 

każdy,  że  pierwsza  sztuka  ShawT’a 

(Widowers  hauses),  nie  przyszła  na 

świat  w  zwykłym,  normalnym  teatrze, 

ale  na  t.  zw.— „wmlnej  scenie".  A do 

tego,  że  w  normalnym  (aż  nadto) 

Londynie  powstać  mogła  wogóle  taka 

scena— przyczynił  się  agitator  Shaw^ 

przynajmniej  pośrednio. 

Bo  założe­

nie  „wolnej  sceny"  było  następstwem 

niespodziewanego  sukcesu  „Nory"  Ib­

sena  nad  Tamizą,  a  gdyby  nie  Shaw, 

to  sukcesu  tego  z  pewnościąby  nie 

było.

Każda  piękna  kobieta  wie  o  swej 



piękności,  a  każdy  oryginalny  talent 

wie,  że— nie  jest  popularnym. 

Może 

więc  dlatego  nazwał  Shaw  pierwszy 



zbiór  swych  dramatów  „Unpleasant 

plays".  Zresztą  niewątpliwie  się oczer­

nił.  Naprawdę  „nieprzyjemnie"  dzia­

łają  tylko  te  prawdy,  które  się  mówi 

szanownej  publiczności —  tonem  tra­

gicznym. 

A  Shaw  nie  jest  nigdy 

„tragicznym",  bo  ma  zadużo  scepty­

cyzmu  (wobec  wszystkiego  i  siebie). 

Każda  prawda  ma  u  niego  tysiąc 

stron  —   nawet  własna. 

Przedstawi­

ciele  tych  „prawd"  w  jego  drama­

tach  nieraz  w  najpodnioślejszych chwi­

lach  ku  ogólnej  uciesze  (a  przede- 

wszystkiem  autora)  sromotnie  się  „za- 

sypują"... 

Tak  że  publiczność  cza­

sem  mocno  jest  niepewna,  czy  autor 

śmieje  się  z  niej,  czy  ze  swych  „bo­

haterów", 

czy  z  siebie... 

I  nie­

raz  postanawia  bądź  co  bądź  —-  się 



obrazić.

Całkiem  niesłusznie. 

Bo  jeżeli 

autor  „się  bawi",  to  tylko  kosztem 

własnym,  kosztem  swego  serca  (któ­

re  jak  dowodzi  np.  „Candida"  nie­

wątpliwie  posiada). 

Ten  jego  „hu­

mor"  (i  może  tylko  ten  humor)  jest 

czysto  brytański,  w  swej  treści  i  for­

mie. 

Dlatego  rozumie  go  może  naj­



mniej  —   brytańska  publiczność.

Do  utworów  Shaw’a  znanych  naj­

bardziej  na  kontynencie  należą  „Uczeń 

szatana”  („The  devil’s  disciple”  ze 

zbioru  „Plays  of  puritans” )  i  „Can­

dida” .


Nie  widziałem  dotąd  ,,Candidy” 

dobrze  wystawionej. 

Jest  perłą  zbio­

ru  ,,Pleasant  plays”  i  naj subtelniej- 

szem,  jeśli 

nie  najsceniczniejszem 

dziełem  Shaw’a. 

Zdawałoby  się,  że 

przeniesienie  tej  pajęczyny  na  deski, 

powinno  nęcić  jako  idealne  zadanie 

każdego  kierownika  sceny. 

I  też  nie-

19



Yüklə 44,29 Mb.

Dostları ilə paylaş:
1   ...   13   14   15   16   17   18   19   20   21




Verilənlər bazası müəlliflik hüququ ilə müdafiə olunur ©www.genderi.org 2024
rəhbərliyinə müraciət

    Ana səhifə